Parafia Iskrzynia

Czytanki Majowe – Ulmowie

Dzień 1
Cała piękna jesteś Maryjo

Majówki to zaproszenie na wspaniałą ucztę. Spojrzenie na piękno świata, błękitne niebo, kolorowe łąki, pachnące kwiaty powoduje, że serce drga radośniej – bo piękno zachwyca i zdumiewa! Jeśli świat wokół, ten materialny, ulotny, ma w sobie tyle powabu, to cóż powiedzieć o duchowym pięknie Niepokalanej! Arcydzieło Bożej Mądrości – jak perła w szarej muszli – pozostaje ukryta, dopóki się jej nie otworzy. Piękno jest wewnątrz, stąd motto zaproszenia na dzisiaj brzmi: cała piękna jesteś, Maryjo! Zbliż się i poznaj, zachwyć się doskonałością, piękną w każdym calu, bo Jej piękno jest po to, by zachwycało, zachwyt – by rodził podziw i miłość, a dalej wdzięczność i uwielbienie. Piękna Miriam, choć olśniewa, to nie skupia na sobie, lecz zachwycone dzieci prowadzi do Jezusa. Głębia ducha Maryi fascynuje! Jej wnętrze jawi się bogactwem: pełne łaski, pokory, miłości, niezachwianej wiary i jakiegoś nieuchwytnego dobra, którym emanuje nieustannie. Piękno ducha pociąga jak magnes i coraz pełniej odsłania niezgłębione bogactwo łaski. Relacje świadków, z różnych objawień maryjnych, zaczynają się od zachwytu nad pięknością Maryi, Pięknej Pani. Niech kolejny maj życia będzie zaproszeniem na spotkanie z Piękną Panią podczas nabożeństw ze śpiewem Litanii loretańskiej.

Archidiecezja Przemyska, a z nią również cały Kościół, oczekuje i przygotowuje się do pierwszej w historii beatyfikacji całej rodziny. Józef i Wiktoria Ulmowie oraz ich siedmioro Dzieci – w tym jedno nienarodzone – 10 września bieżącego roku zostaną wyniesieni na ołtarze. Wydarzenie bez precedensu i rodzina nietuzinkowa. Jej piękne, bo oparte na Ewangelii życie, zakończyło się tragiczną egzekucją. Bóg ofiarę przyjął i na naszych oczach przemienia ją w niewiędnący wieniec chwały. Dlatego podczas majowych nabożeństw oprócz zapatrzenia się w Maryję, Matkę Boga, będzie nam towarzyszyć Rodzina Ulmów, od której też można się wiele nauczyć. Samarytanie z Markowej ukazują bowiem, jak piękna jest ludzka miłość zakorzeniona w Bogu. Zakochać się nie jest trudno, ale żeby dochować wierności i wytrwać do śmierci, trzeba znaleźć źródło duchowej siły: tak mi dopomóż, Panie, Boże Wszechmogący, i wszyscy święci. Prosząc Boga o pomoc, człowiek zakorzenia miłość we właściwym źródle. Kto ma nadprzyrodzoną świadomość miłości i jej wzór w krzyżu Chrystusa, ten może wzrastać i dojrzewać w miłości aż do oddania życia. Siła miłości jest ogromna, jej moc niezwyciężona, jej piękno zachwycające i co najważniejsze: miłość nigdy nie ustaje.

Józef i Wiktoria Ulmowie swoją ludzką, kruchą miłość przynieśli do ołtarza i 7 lipca 1935 r. połączył ich sakrament małżeństwa. Ich miłość wzrastała i osiągnęła ewangeliczny szczyt. W ich domu trwał nieustanny cud życia! Dorodne owoce miłości – córki i synowie – wnosiły w dom radość, życie i nadzieję. Dojrzała miłość Ulmów nie zamknęła drzwi przed Żydami, na różne sposoby wspomagała bliźnich. Ich miłość pozbywała się lęku, bo doskonała miłość usuwa lęk. Ikoną domu Ulmów na markowskiej ziemi jest Wiktoria z dzieckiem w ramionach. A gdy nadeszła próba miłości – oddali swoje życie! To, że nadzieja nie przetrwała, nie wadziło miłości, bo największa jest miłość. Skoro Bóg jest miłością, to zadaniem serca pozostaje wzrastać w miłości. Od Rodziny Ulmów można się tej miłości wzajemnej, rodzinnej, społecznej uczyć, uczyć i wciąż uczyć…

Dzień 2
Pośredniczka łask

Zdumiewająca jest prędkość światła, wynosi około 300 tysięcy kilometrów na sekundę. Co może dorównać prędkości promienia? Łaska, to światło duszy zaczerpnięte z Boskiej światłości. Cudownie ubrany świat w piękną wiosenną szatę, wieści odrodzenie życia. Urok majowej ziemi cieszy oko i serce. Liturgia wtóruje wiośnie i wychwala Maryję, bowiem w Bożym planie zbawienia pojawienie się Niewiasty obleczonej w słońce było tym, czym światło słońca i księżyca na początku stworzenia. Jutrzenka zajaśniała najpierw, a z Niej narodziła się światłość świata – Jezus Chrystus. Ludzkie oko z właściwą sobie akomodacją odbiera światło lub doświadcza ciemności. Dzień i noc naprzemiennie znaczą życie człowieka. Czasem bywa, że jest on na dłużej pozostawiony w ciemnościach i nie chodzi tu o noc, ale o stan ducha pogrążonego w grzechu. Pierwszy grzech wypędził z raju Adama i Ewę, a jego skutek stał się dziedzictwem pokoleń. Jezus przez krzyż i mękę swoją odkupił człowieka, otworzył bramy miłosierdzia i dom Ojca. Zmartwychwstanie rzuciło nowe światło na nieśmiertelność; ludzki los nie kończy się śmiercią, przed nim jest perspektywa wieczności. Nowy Adam, Chrystus, i nowa Ewa, Maryja, pośredniczą w korzystaniu ze skarbnicy łask. Nawet najbardziej zainfekowane grzechem ludzkie serce może doświadczyć przemiany, o ile zwróci się z ufnością do Bożego miłosierdzia, w myśl zapewnienia: tam gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska. Warunek jest jeden – zerwać z grzechem i naznaczyć życie łaską Bożą.

Beatyfikacja Rodziny Ulmów będzie ukazaniem ich życia w świetle łaski. Świętość osiąga człowiek współpracując z łaską, a zażyłość z jej Pośredniczką i Źródłem sprawia, że bieg ku niebu jest sprawniejszy. Jeśli zapytamy, jaka była relacja Józefa i Wiktorii do Maryi, Pośredniczki łask, to odkrywamy, że okazywali ją przez modlitwę, każdym Zdrowaś Maryjo, odmawianym różańcem i nabożeństwami maryjnymi. Żyli w czasie, gdy prawda o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny niosła światu radosną wieść, podobnie jak objawienia w Lourdes. Nie było jeszcze dogmatu o Wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny, bo ten został ogłoszony dopiero po ich tragicznej śmierci (1 listopada 1950 roku). Ulmowie nie roztrząsali aż tak dogmatów wiary. Z prostotą przyjmowali Skład Apostolski i katechizmowe prawdy zapisane jako pytania i odpowiedzi. Na pewno nie mieli obiekcji, że Maryja przesłania Jezusa, bo prosta wiara przyjmuje rzeczy prosto, bez zbędnych filozoficznych dociekań, zaprzeczeń, kwestionowania. Matka Boga – to Matka Boga! Pełna łaski, bo Niepokalana, wybrana – więc została Matką od wyrażenia zgody swoim FIAT. Być może właśnie maryjne Niech mi się stanie stanowiło odniesienie do rzeczywistości, jaka się wokół Ulmów działa. Rodzina zginęła w wigilię Zwiastowania Pańskiego. Oni też powiedzieli Bogu tak na swoje życie i powołanie, to złączyło rodzinę z Maryją. Codzienność Nazaretu była im bliska poprzez wiarę i własne, ubogie życie z pracy rąk. Kontemplując zaś obraz Markowskiej Pani, czyli Maryi z Dzieciątkiem na ręku, mogli przyglądać się tajemnicy wcielenia i Boskiemu macierzyństwu.

Rodzina, która posiadała sześcioro dzieci, choć po ludzku nie obfitowała w dostatek, ale na płaszczyźnie wiary otrzymała dość łaski, by codzienność była realizacją Ewangelii, a szczególnie miłości Boga i bliźniego. Kalendarium ich życia – to dni wypełnione pracą, łaską i dobrymi czynami, które się pięknie rozprzestrzeniały.

Dzień 3
Polski Królowa

Majowa historia powie dzisiaj, że dawne dzieje ojczystej Polski mają zapisaną wyjątkową koronację. Nie jest to tylko ostatnia, chwalebna tajemnica różańca, ale trwająca niezmiennie opieka Matki Bożej nad ziemią i narodem, który został oddany w Jej władanie uroczystym ślubowaniem króla w katedrze lwowskiej! Bogu trzeba dziękować za króla Jana Kazimierza, który u Matki Boga szukał pomocy na trudne czasy ojczyzny, nękanej szwedzkim potopem. Wiara zawsze była i nadal jest siłą narodu, a świadomość, że u Chrystusa my na ordynansie, słudzy Maryi… łączy nasze dzisiaj z czasami również trudnymi dla ludu tej ziemi. Błogosławiony ksiądz kardynał Wyszyński podczas internowania napisał nową wersję Jasnogórskich Ślubów, które Polacy odnowili u tronu Królowej Polski w 1956 roku.

W Uroczystość Królowej Polski radośniej biją serca, uroczyściej wyglądają liturgie, tu i ówdzie wyruszy procesja lub marsz do miejsc związanych z ważnymi wydarzeniami ojczyzny. Faktycznie, zmieniają się tylko pokolenia, a chwała i cześć dla Matki Boga jest taka sama, nadal płynie tym samym nurtem wiary i serc człowieczych. Choć współczesność operuje światem elektroniki, co zwodzi i uzależnia wiele osób, że nie mają czasu na inne sprawy. W pokoleniu wychowanym nieco wcześniej to maj i majówki były czasem oddawania czci Maryi. Cześć dla Królowej Polski, Pani naszej ziemi, pól i łąk, Polski szczęśliwej od Bałtyku po gór szczyty – jest faktem. Mądre babcie nadal zabierają swoje wnuki i idą do kościoła na nabożeństwo majowe. Pobożni rodzice też prowadzą swoje dzieci do Tej, co piastowała Dziecię Jezus. Historia toczy się dalej. Maj ofiaruje to samo, ale nie tak samo, bo inna jest rzeczywistość teraźniejszości niż codzienne zmagania naszych dziadków i pradziadków, którzy zawsze u Maryi szukali pomocy i obrony. A ta obrona była – i nadal jest – potrzebna ludziom w różnych sytuacjach. Szczególnie bolesne są współczesne zagrożenia duchowe uderzające w rodzinę.

Rodzina Ulmów nie miała łatwego życia. Trudna i pracowita była codzienna troska o sześcioro małych dzieci, zwłaszcza gdy wojna pokrzyżowała im plany przeprowadzki, a nadzieja nowego domu i zakupionej ziemi zubożyła ich o wszystkie oszczędności. Zawód i bieda były wielkim wyzwaniem dla miłości. Trudno bowiem żyć spokojnie, gdy trwa okupacja, eksterminacja sąsiadów spod gwiazdy Dawida, niepewność, co do przyszłości. Nawet silna wiara i niegasnąca nadzieja nie zawsze wystarczały wobec groźby egzekucji bez sądu i zapowiedzenia. Czy wobec tego opieka Matki Bożej nie była dla nich jedyną ucieczką i pociechą, nie tylko w majowe dni, ale przez lata wojny? Jak mógł być przeżywany kolejny maj w życiu markowskiej parafii i każdej rodziny z osobna? Z pewnością jedni chodzili do kościoła, inni zbierali się przy kapliczkach albo w domu, aby odprawić nabożeństwo majowe lub tylko odmówić Litanię loretańską i złączone z nią modlitwy. Było to potrzebne dla pokrzepienia duchowych sił i podtrzymania nadziei w czas okupacji. Maryja, Królowa Polski, stawała się wtedy bliska jako Królowa pokoju, ponieważ Jej Syn był gwarantem pokoju i nadziei, która zawieść nie może. Nie ma nigdzie świadectwa, że Ulmowie nawiedzili Jasną Górę, ale na pewno mieli w domu obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. Oni wtedy, a my dzisiaj wołamy: Pod Twoją obronę uciekamy się, święta Boża Rodzicielko…

Dzień 4
Szacunek dla życia

Od jednego aktu wolnej woli, od pokornego FIAT Służebnicy Pańskiej, rozpoczęło się Boskie macierzyństwo Maryi. Dziewica Matka poczęła i porodziła Jezusa, Boga, który przyjął ciało i zjednoczył się z naturą człowieka. Wyjątkowe macierzyństwo czyni z Maryi wyjątkową Matkę, Matkę, która najpełniej rozumie tajemnicę życia w różnym jej wymiarze, zarówno cielesnym, a jeszcze bardziej duchowym. Matka pięknej miłości nie jeden raz trzymała w ramionach swe Boskie Dziecię, stając się dla każdej mamy ikoną życia i miłości. Sam fakt, że Jezus chciał się narodzić i wychowywać w rodzinie, staje się dowartościowaniem wspólnoty męża i żony, jako naturalnego środowiska przyjaznego życiu. Czasy się zmieniły na tyle, że obecnie ani małżeństwo, ani rodzina nie mają już statusu instytucji ustanowionej przez Boga, a życie człowieka od poczęcia jest w wielu przypadkach zagrożone, niechciane czy wręcz niszczone, zależne od osobistego widzimisię. Ocaleniem dla niechcianych dzieci stały się znane i popularne okna życia. Ale i one są krytykowane przez przeciwników życia, jednak dzięki nim kobieta lub rodzina ma alternatywne wyjście.

Szacunek dla życia dokładnie precyzuje dekalog. Przykazanie „Czcij swego ojca i swoją matkę, abyś długo żył i dobrze ci się powodziło” jest z woli Boga formą parasola ochronnego nad rodzicami, a tym samym błogosławieństwem dla kolejnych pokoleń ziemi. Domy dziecka oraz domy spokojnej starości, choć są jakimś wyjściem z sytuacji, to nie odpowiadają prawdzie o szacunku dla życia płynącego z miłości rodzinnej. Dzieci są jak kwiaty, a starsi – jak dorodne owoce jesienią w sadzie; jedne trzeba pielęgnować, z drugich korzystać i zbierać. Życie płynie z pokolenia na pokolenie. Tą samą drogą rodziny człowiek wchodzi na świat i tą samą odchodzi z niego. Poczęcie i naturalna śmierć to dwa bieguny egzystencji na etapie doczesnym, potem jest tylko wieczność. Tym, co łączy ludzi i co upiększa codzienność trwania rodziny, jest przede wszystkim miłość, najpierw męża i żony, potem matki i ojca do dziecka, aby na końcu wnuki mogła otoczyć troskliwa miłość dziadków. A jak dzisiaj funkcjonuje środowisko rodziny, czy są one jeszcze wielopokoleniowe?

Bohaterowie z Markowej Józef i Wiktoria wyszli z rodzin wielodzietnych, sami też stworzyli klimat przyjazny życiu i na niewielkiej przestrzeni domu pojawiło się sześcioro dzieci, a na siódme oczekiwali. To wygląda jak załącznik do psalmu 128: „Małżonka twoja jak płodny szczep winny we wnętrzu twojego domu. Synowie twoi jak sadzonki oliwki dookoła twojego stołu”, bowiem dzieci w rodzinie są błogosławieństwem Boga. Bezdzietność była i jest poczytywana za brak błogosławieństwa i z pewnością jest trudnym doświadczeniem dla bezdzietnych rodziców. Szacunek dla życia jest najbardziej podstawowym wymiarem etyki. Jan Paweł II z mocnym akcentem powiedział: „Naród, który zabija swoje dzieci jest narodem bez przyszłości”! Tej prawdy nie trzeba udowadniać! Spoglądając na starzejące się społeczeństwa Europy, na sytuację, gdzie nie ma prostej zastępowalności pokoleń, bo w parafiach jest więcej pogrzebów aniżeli chrztów, to przyszłość rysuje się smutno. Jeśli więc Józef i Wiktoria Ulmowie mieli wielką radość i trud też wielki z wielodzietnej rodziny, to mogą stać się patronami tych, niestety nielicznych, wielodzietnych rodzin. Oni kochali siebie i kochali życie jako owoc swojej miłości.

Dzień  5
Matka pięknej miłości

W Polańczyku, uznawanym za bieszczadzkie centrum turystyki, znajduje się, przeniesiona z niedalekiej Łopienki, słynna ikona Matki Bożej Pięknej Miłości. Piękny obraz Madonny z Dzieciątkiem ma w historii cudowne wydarzenie sięgające XVIII wieku. Matka samotnie wychowywała córeczkę, która od urodzenia była niemową. Gdy miała ona 7 lat, zdarzyło się coś wyjątkowego. Słonecznego poranka matka wraz z córeczką poszła do pracy na folwarczną łąkę. Trwały tam sianokosy. W czasie gdy kobieta pracowała, córka bawiła się w pobliżu. Było już upalne południe. Spragniona dziewczynka pochyliła się nad pobliskim strumykiem, żeby napić się wody. Wtedy nad strumykiem spostrzegła dziwną jasność i zobaczyła Matkę Bożą z Dzieciątkiem. Dziewczynka przeraziła się tak ogromnie, że krzyknęła: mamo! Było to pierwsze słowo, które wypowiedziała po siedmiu latach, a później niezgrabnymi ale zrozumiałymi słowami opowiedziała, co ją spotkało. Wieść o cudzie uzdrowienia szybko rozniosła się w okolicy, przyciągając w to miejsce wielu ludzi. Umieszczony przy strumyku, a później w wybudowanej świątyni w Łopience obraz Matki Bożej stał się celem pielgrzymek… Przeniesiony do Polańczyka doznaje czci od miejscowej ludności, turystów i kuracjuszy. Z obrazu przedstawiającego Jezusa tulącego się do policzka Matki Bożej, emanuje potęga czułej miłości. Pan Bóg używa wielu rozmaitych obrazów, by opowiedzieć ludziom o miłości, która ma oblicze dobrej Matki. Dwa serca złączone blisko, jak oba policzki Matki i Syna, wzruszają patrzącego. Miłość zda się być tutaj na wyciągnięcie ręki, miłość piękna, szczera, tkliwa. Chciałoby się rzec, że w jakimś sensie tak wygląda naturalna relacja matki i dziecka. W niektórych przypadkach tak jest. Lecz bólem dla współczesnego dziecka jest pustka. Brak ojca i matki, brak ich bliskości, nie mówiąc już o przytuleniu do policzka. Czy to technika tak unowocześniła i rozbiła rodzinę, że zabrała dzieciom ojca i matkę? Nie, to nie technika, lecz brak miłości, brak więzi spowodowany brakiem czasu, bo mają ciekawsze zajęcia.

W sieci krążyła opowieść o synu, który wstydził się swojej ślepej i ubogiej matki. Unikał jej jak tylko mógł. Wstydził się, gdy przychodziła do szkoły. Wyjechał na studia, potem założył rodzinę i całkowicie zerwały się ich kontakty. Po śmierci matki odnalazł list, w którym opuszczona i samotna kobieta opowiedziała mu o swojej miłości… Kiedy zachorowałeś na oczy i groziła ci ślepota, oddałam ci swoje oko, by uratować twój wzrok… Piękna i ofiarna miłość matki nie zawsze znajduje zrozumienie, nawet u najbliższych. Miłość opiera się na prawdzie, gdyby syn poznał ją wcześniej, z pewnością inaczej patrzyłby na kalectwo rodzicielki. Jeśli Matka pięknej miłości z Polańczyka przywróciła wzrok niewidomej dziewczynce, to może Ona również uleczyć widzenie zarówno rodziców, jak i dzieci, aby rodzinne relacje miłości wzajemnej stały się dobre, piękne, ciepłe i pełne macierzyńskiej czułości, jaką tylko serce matki jest w stanie wykrzesać.

Wiktoria Ulma, mama siedmiorga dzieci, zostawiła wzór niewiasty dzielnej, kochającej, ofiarnej. Ona zawsze była w domu i przy dzieciach. Jeśli gdzieś wychodziła, to dzieci zabierała ze sobą. Piękną miłość żony i matki utrwalił Józef fotografując codzienne epizody z życia rodziny. Można zobaczyć Wiktorię z dzieckiem na ręku, smarującą kromkę chleba dla syna, który czeka u jej kolan. Najbardziej wzruszające jest zdjęcie Wiktorii klęczącej przed zapłakaną córeczką. Tylko troskliwa miłość matki potrafi aż tak się uniżyć.

Dzień 6
Smutne oczy Matki

Czuwanie nocne młodzieży maturalnej było jej pierwszym pobytem na Jasnej Górze. Nigdy nie miała okazji żeby odwiedzić sanktuarium i spojrzeć w oczy Czarnej Madonnie. Jedynie mały obrazek Częstochowskiej Pani schowany w książeczce zawsze wypadał, gdy się zaczynała modlić. W kaplicy nawet nie szukała specjalnie miejsca, żeby znaleźć się blisko obrazu. Napierający tłum zrobił to za nią. Uklękła na stopniu przy balaskach i spojrzała na obraz. Pobieżnie obejrzała sukienkę, koronę i spojrzała w oczy Maryi. Spojrzenie Matki Bożej nie ucieszyło jej, przeciwnie serce ścisnęło się bólem, gdyż Maryja miała smutne oblicze. Im dłużej patrzyła w oczy Królowej Polski, tym większy smutek ogarniał jej duszę. Przypomniała sobie rekolekcje szkolne, prowadzone przez Saletynów. Oni również mówili o płaczącej Pani w La Salette i o innych łzach wylewanych przez Maryję nad ludzkością nieskorą do nawrócenia. Dlaczego Maryja się smuci, gdy ma wszystkie powody do radości? Zamiast wsłuchiwać się w rozważanie apelowe, krążyła myślami wokół smutku i łez matczynych. Nagle jasno zobaczyła własną mamę, która płakała nad jej upodobaniem w grzechu. Nie rozumiała dotąd, że złe czyny to nie tylko jej osobista sprawa! One dużo głębiej ranią bliskie osoby. Nad tą myślą zatrzymała się dłużej, przecież kochała mamę i nigdy nie chciała jej sprawić bólu, a jednak sprawiła. Dalej był już tylko rachunek sumienia i spowiedź szczera z całego życia…

Nie do wiary, jak wiele życiowych sytuacji napawa smutkiem i wyciska łzy. Nader często płaczą rodzice nad losem zagubionych dzieci. Boli brak miłości i pogarda, krzywda ludzka i sieroca dola. Nawet Pan Bóg się zasmucił i żałował, że stworzył człowieka. I choć łzy są nieodłącznym elementem doli człowieka, to ich widok zawsze napawa smutkiem. Maryja, najtroskliwsza z matek, smuci się faktem, że wiele dzieci – mimo męki Jej Syna – wybiera los tragiczny na wieki. Każde objawienie maryjne ostatnich lat ujawnia smutek, łzy i wezwanie do nawrócenia i pokuty. Łzy to objaw troski Matki Bożej o zbawienie człowieka. Czasem bezradność łzy wyciska, gdy nic innego nie pozostaje. Nawrócenie jest tym, co pociesza serce Boga i ociera łzy Matce. Sam nawrócony wylewa wiele łez nad własną głupotą, która tyle krzywdy wyrządziła innym. Od początku publicznej działalności Jezusa wezwanie do nawrócenia jest aktualne, a powód: przybliżyło się do was Królestwo niebieskie. Serce, które umie dostrzec smutek w oczach Matki czy w obliczu bliźniego, jest bliskie nawrócenia. Nawet najbardziej zatwardziałe serce mięknie na widok łez, a jeszcze bardziej miłości, która się za nimi kryje.

W czas wojny, jaka rozgrywała się za oknami domu Ulmów, gdzie na okopie Niemcy rozstrzeliwali Żydów i Polaków, po wielekroć smuciły się serca Józefa i Wiktorii. Na ile mogli, na tyle pomagali potrzebującym. Józef pomógł żydowskim kobietom wykopać schron lepiankę. Do swojego domu przyjęli ośmioro Żydów i przez półtora roku pomagali ludziom w potrzebie. Samarytanie z Markowej mieli serca litościwe, w przeciwieństwie do niemieckich żandarmów, którzy z zimną krwią strzelali do dzieci i brzemiennej kobiety. Współczesne działania wojenne na Ukrainie – oprócz wylanych łez – spowodowały exodus ludzi w poszukiwaniu domu i chleba. Uwidoczniły też zatwardziałe i bezlitosne serca, które bliźnim odebrały życie i zasmuciły wiele serc. Smutne oczy Matki Bożej wciąż patrzą na ludzkie serca w nadziei, że drgną miłością i powrócą na drogę wiodącą do zbawienia.

Dzień 7
Matka słuchająca

Wiosenne święto Kościoła – to zmartwychwstanie Pana Jezusa. Godzina Kalwarii jaśnieje chwałą zwycięstwa! To, co smutne i mroczne, zostało w grobie, przeminęło cierpienie, za to bramy nieba zostały otwarte na oścież. W zwycięskiej tonacji Alleluja można na chwilę zapomnieć o swoich troskach i kłopotach. Ale one są, nie znikają. Można też troski powierzyć Maryi, aby rozwiązała kolejny supełek życia. Chyba stąd wziął się zwyczaj pisania karteczek z prośbami do Matki Bożej. Jest on znany szczególnie w miejscach, gdzie Maryja okazała swoje przemożne wstawiennictwo. Pośredniczka łask wyprasza u Syna potrzebną pomoc, jak uczyniła to w Kanie Galilejskiej. Liczne sanktuaria maryjne w Polsce i na świecie znają ten karteczkowy szturm. Każdy z pątników pisze po kilka wezwań próśb i podziękowań w nadziei, że Maryja wysłucha i pomoże. Miano Matki Boskiej Słuchającej mają dwa miejsca: Kalwaria Pacławska i Rokitno. Na obu obrazach widać charakterystycznie odsłonięte jedno ucho Maryi, która zaprasza do zwierzeń, do odsłonięcia swojej duszy i opowiedzenia Jej o wszystkim, co boli. W dobie współczesnych publikatorów, licznych nadajników i nieustannego bombardowania słowem, muzyką, obrazem, w jakimś momencie człowiek chce mieć azyl. Pragnie ciszy i kogoś, kto go wysłucha. I chyba stąd jest ten szturm pielgrzymów do Matki Słuchającej.

Madonna z Kalwarii Pacławskiej trzyma Dzieciątko na lewym ręku, a odsłonięte prawe ucho pozostaje do dyspozycji wiernych. Tylko niektóre wyproszone łaski są podane do publicznej wiadomości. O wiele więcej jest tych poufnych doświadczeń, które pozostają w sercu i wystarczają do ukojenia duszy. Obraz znajdujący się w Rokitnie ukazuje Maryję bez Dzieciątka. Jest to popiersie Matki Bożej z charakterystycznie odsłoniętym uchem, dlatego Matkę Bożą Rokitniańską nazywa się „cierpliwie słuchającą”. Łaskawe serce Maryi ma dla wszystkich słowo pocieszenia, bo Ta, która sama doznała smutku i boleści, może i chce słuchać o strapieniach innych, by przyjść im z pomocą. Miejsc kultu Maryjnego w Polsce i na świecie jest wiele, są obrazy i figury łaskami słynące, ponieważ ludzie z radością opowiadają o doznanych łaskach albo piszą kolejną karteczkę z podziękowaniem. I słusznie, bo jak powtarzamy w liturgii: Wielkich dzieł Boga nie zapominajcie. Inna strona Matki Bożej Słuchającej opiera się na wzajemności. Jeśli Maryja nadstawia ucho, by słuchać naszych ludzkich wyznań, to zwyczajna kultura wymaga, by każdy z nas nadstawił swoje ucho na to, co mówi Matka Boga: Uczyńcie wszystko, cokolwiek mój Syn wam powie… tylko tyle i aż tyle. Maryja naprowadza i podpowiada, że Jezus też ma nam coś do powiedzenia. Nie zawsze chodzi o napełnianie stągwi wodą, ale zawsze chodzi o codzienne pełnienie woli Bożej, a ta objawia się w zachowaniu przykazań, a zwłaszcza przykazania miłości.

Przed beatyfikacją uważniej patrzymy na Rodzinę Ulmów, na ich styl życia i codzienności promieniującej prostotą Ewangelii. To, że mieli podkreślone ważne dla siebie fragmenty Ewangelii, wskazuje, że na serio brali słowo Boga i traktowali je jako wskazówkę do wypełnienia. Miłosierny Samarytanin stał się bodźcem do niesienia pomocy współmieszkańcom i Żydom. Sumienie mówiło, że czynią dobrze, ale znaleźli się doradcy z propozycją, podobną do tej, jaką Pan Jezus słyszał w ostatniej godzinie: Zejdź z krzyża, a uwierzymy Ci. „Wyrzuć tych Żydów” – podpowiadali Józefowi. – „A dokąd oni mają pójść”, pytał adwersarzy? Przekonanie o słuszności ma zakorzenienie w słuchaniu Pana Boga. Ulmowie poszli za głosem sumienia, wbrew „dobrym” radom niby-przyjaciół. Beatyfikacja pokaże, że mieli rację…

Dzień 8
Z Maryją przez życie

Wiosenny majowy czas poświęcony Maryi rozbrzmiewa nutami prawdy bliskimi sercu. W pieśni „Była cicha i piękna jak wiosna” – kryje się wzniosła prawda: Ona Boga na świat nam przyniosła. Matka Boga z Dziecięciem w ramionach to jasny znak, że Pan Bóg jest blisko – w ramionach mamy, przy jej policzku, na jej kolanach. Ten sam Emmanuel jest blisko nas, w Eucharystii, ale nie jako Dziecię, lecz Zbawiciel, który oddał życie i pozostał z nami. Maryja jest zawsze tam, gdzie jest Jej Syn. Była w godzinie zwiastowania i pod krzyżem na Kalwarii. Obecność matki przy dziecku mówi o miłości, jaką ma w sercu. Miłość Maryi nie da się porównać z żadną inną miłością ziemską, bo Jej serce, niepokalane jak kryształ, kocha miłością wielką i czystą tak, że nie mąci jej żadna ludzka niedoskonałość. Jezus szedł przez życie z Maryją, a Maryja z Jezusem od poczęcia do śmierci. Droga Matki i Syna była drogą wyjątkowej miłości i pełnienia woli Ojca. Ich serca biły jednym rytmem, miały jedno pragnienie i obydwa były zdolne do największej ofiary.

Z Maryją przez życie szło wielu świętych, bo jest to najkrótsza droga do Jezusa. Ostatnio upowszechnia się 33-dniowe przygotowanie do oddania się Maryi w niewolę miłości. Znakiem oddania jest łańcuszek z cudownym medalikiem założony na rękę. Bóg przez Maryję podaje ludziom coraz to nowe środki pobożności i uświęcenia. Był Cudowny Medalik, wołanie o pierwsze soboty miesiąca, a teraz jest procesja mężczyzn odmawiających różaniec i są Wojownicy Maryi. Bł. Kardynał Stefan Wyszyński pisał: „Patrząc na Maryję, zawsze widzę na Jej ramionach Dziecię Boże. Dlatego działam – per Mariam, bo wiem, że wszystko staje się przez Chrystusa, na którego Ona wskazuje. Bogurodzica jest po to, aby nam nieustannie pokazywać swego Bożego Syna”. Jeśli każdy wiek ma swoich świętych, oni świadczą, że Maryja sprawiła w nich wielkie rzeczy, więc nikogo nie powinno dziwić, że wielu idzie drogą do nieba z Maryją i przez Maryję. Nawet gdyby ktoś znał tylko Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo, to jest w stanie odmawiać różaniec. O przywilejach Maryi można się dużo dowiedzieć z pieśni oraz z opisów łask i cudów za pośrednictwem Matki Bożej.

W rodzinie Ulmów było Pismo święte, książki wydawane przez Sodalicję Mariańską i dodatki do periodyków, więc Ulmowie byli na bieżąco z rozwijającą się teologią maryjną. Majowe nabożeństwa z tą swojską nutą litanii i pieśni oswajały serca z najpiękniejszą prawdą o dobroci Boga, jaka była dostępna ludziom przez pośrednictwo Maryi. Najstarsza córka nosząca imię patrona Polski, Stanisława i najmłodsza, której patronką była Najświętsza Maryja Panna, wskazują, że dzieci Ulmów wzrastały w cieniu świętych patronów ze świadomością, że oni reprezentują niebo, do którego one też zmierzają. Jeśli każda mama jest kochana i bliska sercu dziecka, to tym bardziej Mama Jezusa kocha i opiekuje się dziećmi, które pod Jej opieką idą przez życie. Opiekę Matki Bożej wyraża obraz w markowskiej świątyni. Każde wezwanie litanii głosi inny przywilej Maryi, dzieci lubią zmiany, więc oswajane z melodią i wezwaniami wzrastały w łasce i coraz bardziej świadomie z Maryją szły przez życie.

Dzień 9
Ziemia – raj czy miejsce wygnania

Majowa szata ziemi pozwala oczom chłonąć piękno świata. Cudowna wiosna odradza wszystko. Wszystko budzi się do życia, kwiaty i drzewa kwitną, łąki się zielenią, zboża wyrastają w kłosy i falują delikatnie kołysane wiatrem. Nie dziwi zatem, że w maju ludzie wędrują do kościoła lub kapliczki, by zaśpiewać litanię Matce Bożej. Serce poruszone pięknem świata, inaczej spogląda na piękno Maryi. Ono nie tylko widzi zachwycającą doskonałość, ale zarazem śle pokorne pozdrowienia i chwali Boga majowym hymnem Chwalcie łąki umajone. Czasem ma się wrażenie jakiejś kosmicznej rywalizacji, kto więcej, kto lepiej postrzega i wychwala Maryję. Porównania do słońca, księżyca i gwiazd czy tylko umajonej łąki, wyrażają ludzkim słowem – jakże nieadekwatnym – piękność Maryi. Tyle strof, tyle pieśni, tyle modlitw, a to i tak kropla w morzu, wobec prawdy o istocie doskonałej według planu Boga.

Maryja, wszelkie piękno odbijająca w sobie, od dawna zaprasza człowieka poprzez swoje zjawienia, aby powrócił do Boga, swojego Ojca i źródła życia. Wielu na Jej widok zaczyna wierzyć, zmienia styl życia i oddaje się całkowicie w niewolę Niepokalanej. Jest to jeden ze sposobów wyrwania się człowieka ze świata pogrążającego się w coraz większym chaosie i grzechu. Świadectwa, jakie można odsłuchać, bo krążą w sieci, pokazują, że w jednej chwili dotykająca łaska zmienia optykę patrzenia i priorytety stawiane na piedestale naczelnych wartości. Kto mnie znajdzie, życie ma – śpiewamy w pieśni – temu Syn zbawienie da. W nawiązaniu do wiosennego piękna świata można postawić pewnik, że człowiek, który żyje blisko ziemi, przyrody i umie odczytywać jej paschalną tajemnicę odrodzenia, jest bardziej skłonny do wiary i do wdzięczności Bogu za doświadczenie podziwu dla dzieła stworzenia. A jeśli ktoś może jeszcze popracować na roli, by czynić sobie ziemię poddaną, ten na pewno nie ma problemu ani z wiarą, ani z modlitwą. Jedno spojrzenie na majowe cuda odrodzonej ziemi kieruje myśl ku niebu z tą wdzięcznością serca, jaką ono widzi, że wszystko, co Bóg uczynił, było bardzo dobre.

W oczekiwaniu na beatyfikację Sług Bożych Rodziny Ulmów wspomnieć należy ich związek z ziemią. Obydwoje, Józef i Wiktoria wywodzą się z rodzin rolniczych. Ziemia nie ma przed nimi tajemnic, bo od dzieciństwa poznają jej możliwości, bo widzą, czego dokonuje ona z małym ziarnem. Sami również posiadali własny kawałek ziemi, którą wykorzystywali do maksimum. Szkółka drzew owocowych, morwy dla jedwabników, ogródek z warzywami i kwiaty, kwiaty, kwiaty… Że pracy przy tym było sporo, to prawda, ale świadkowie mówią, że obydwoje byli bardzo pracowitymi ludźmi. Tym zaś, co opowiada o ich miłości do ziemi, są zdjęcia Józefa, na których uwiecznił epizody codzienności prozaiczne, ale jakże wymowne i piękne. Kilka zdjęć ukazuje dzieci powracające ze spaceru po okolicy. To nic, że nie mają butów, że chodzą bosymi stopami po rodzinnych zagonach, ale one z radością niosą w dłoniach kwiatki! Małe, kolorowe bukieciki, w nieporadnych rączkach dziecka – to świadectwo, że one już tę ziemię poznają, kochają i podziwiają. I można dalej pytać: czy jest to dla nich raj, czy miejsce wygnania? Z ich uśmiechu i wiosennych kwiatków w rączkach… wniosek nasuwa się sam. Ta ziemia jest ich rajem! A spacer to szczęśliwa chwila na łonie pięknej natury. Sercu zachwyconemu pięknem łatwiej chwalić Najpiękniejszą z Niewiast, o co wiernie zabiegali mama i tato. O Rodzinie Ulmów można więc mówić z radością, a nawet śpiewać, bo zaiste w swojej prostocie byli ONI bardzo szczęśliwymi i zacnymi ludźmi…

Dzień 10
Rodzina na ołtarze

W powołaniu człowieka zawarte jest wezwanie: Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty. Maryja obdarzona pełnią łaski zdobyła świętość tej miary, że jest pierwsza po Bogu: Córka Boga Ojca, Matka Syna Bożego i Oblubienica Ducha Świętego. Poślubiona Józefowi – wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienna za sprawą Ducha Świętego. Razem z Józefem stworzyli rodzinę, jako miejsce dla Słowa wcielonego. Jezus, Maryja i Józef razem stanowią Świętą Rodzinę, która – oprócz roli w dziele zbawienia – stała się ikoną dla innych rodzin. W rodzinnym Nazarecie zrealizowali powołanie do świętości. Jakkolwiek byli święci i żyli pod jednym dachem z Bogiem, to nie byli wolni od codziennych zmartwień i trudności. Józef i Maryja pracowali dla Boga, z Nim dzielili wszystko i ofiarowali Mu swoją codzienność. Święta Rodzina była tak zwyczajna, że postrzegano ją jedynie w kategoriach ziemskich, co uwidoczniło się podczas wystąpienia Pana Jezusa w synagodze Nazaretu. Syn Józefa i nic więcej. Świat, niestety, nie ma busoli do odczytywania nadprzyrodzonego charakteru życia, o ile nie kieruje się wiarą. Kto odrzuci prymat Boga, musi się zagubić w rzeczywistości ziemskiej, która poza doczesnością nie zna ostatecznego celu. Różnorodność współczesnych rodzin pokazuje, jak wygląda życie pozbawione nadziei na wieczność. Dlatego świat, a konkretnie młodzi ludzie, potrzebują wzoru rodziny, ideału wspólnoty dwojga opartej na miłości i otwartej na życie, żeby łatwiej realizować swoje zadanie. Beatyfikowani zostali już rodzice świętej Teresy od Dzieciątka Jezus, rozpoczął się też proces beatyfikacyjny rodziców świętego Jana Pawła II, a niebawem dokona się w Polsce beatyfikacja całej Rodziny Ulmów, rodziców łącznie z siedmiorgiem Dzieci.

Kościół wychodzi naprzeciw ludzkim potrzebom i wskazuje konkretne przykłady rodzin, którym udało się przejść przez życie w stylu, jaki odpowiada kanonom świętości. Te zaś są niezmienne od zarania; dobroć serca, miłość Boga i bliźniego, wyrażona czynami i siła ducha, czerpana ze źródła łaski, jakim są święte sakramenty. Świętość nie zależy od jakości czasów, w których się żyje, bo trudności związane z niesieniem krzyża są wpisane w drogę zbawienia. Jest to raczej ów wewnętrzny imperatyw, który osoba przyjmuje za regułę życia i według niej postępuje.

Czy Józef i Wiktoria Ulmowie mieli swoją receptę na świętość? Nawet jeśli taka myśl przyświecała ich codzienności, to na pewno nie było to głównym staraniem, ale niejako „skutkiem ubocznym” życia, jak Pan Bóg przykazał. Wrażliwość serca podpowiadała im, co jeszcze można zrobić, komu pomóc, kogo pocieszyć czy nakarmić. Miłość ze znamieniem ofiary wyzwalała ich od duchowego lenistwa i ucieczki od trudnych zadań, aż w końcu doprowadziła do heroicznego aktu oddania życia.

Czy idąc na śmierć myśleli o drodze na ołtarze? Chyba im to nawet nie przyszło do głowy, bardziej myśleli w kategoriach: co Bóg da, to będzie. Dopiero po niemal osiemdziesięciu latach od tragicznej śmierci, detale życia ułożone w mozaikę, ukazują, z jakich trudów i radości było utkane ich życie. Jak ora et labora przeplatały się wzajemnie modlitwa i praca każdego dnia od nowa, aż po ostatni świadomy akt woli: bądź wola Twoja. A teraz z woli Boga i Kościoła, 10 września 2023 roku w Markowej, cała Rodzina zostanie ogłoszona błogosławioną. Zostały nam ostatnie dni oczekiwania, czas na poznanie ich życia, a może też prośba o ich wyjątkową opiekę i pomoc dla siebie i rodziny.

Dzień 11
Módl się za nami

W litanii do Najświętszej Maryi Panny jak refren powtarza się wezwanie: módl się za nami. Niezależnie od tego, ile osób jest w kościele, każda śpiewnie wypowiada swoje: módl się za nami. Litania jest niczym przepiękny ogród, gdzie zamiast kwiatów pojawiają się kolejne przywileje i przymioty Maryi. Bogactwo Niewiasty pełnej łaski, choć jest imponujące w katalogu wezwań, nie odzwierciedla w całości darów, w jakie Bóg wyposażył swoją Matkę. Pokorna Służebnica Pańska raczej ukrywa niż odsłania swą wielkość i wspaniałość, aby całą chwałę oddać Bogu, który uczynił Jej wielkie rzeczy. Świadomość, że to Bóg działa w nas i przez nas, jest podstawą prawdy: co masz, czego byś nie otrzymał, a skoro wszystko jest darem, to w polu widzenia jawi się Dawca wszystkiego: życia, łaski, talentów a nawet czasu, jakim dysponujemy każdego dnia od nowa. Maryja w Magnificat całą duszą wyśpiewała uwielbienie Pana, radość duszy i wdzięczność za przyszłość, kiedy to wszystkie pokolenia będą Ją błogosławić. Maryja głosi też światu, że dobroć Boga objawia się w Jego miłosierdziu z pokolenia na pokolenie nad tymi, którzy się Go boją – w sensie: noszą w sercu bojaźń Bożą. Warto zwrócić uwagę, że na pierwszy plan wysuwa uwielbienie! Dusza czysta i pokorna, napełniona łaską i oddana Bogu czuje potrzebę uwielbienia, oddania Najwyższemu Bogu czci, na jaką zasługuje Jego majestat! Natomiast w Kanie Galilejskiej Matka Jezusa pokazuje, czym jest modlitwa wstawiennicza, kiedy prosi swojego Syna w intencji weselników. Nie pisze karteczki, nie mówi, co Syn ma uczynić, jedynie z wiarą i zaufaniem komunikuje: Synu, wina nie mają… sługom daje inny komunikat: Uczyńcie wszystko, cokolwiek wam powie. Życie Maryi nawet tak zdawkowo opisane w Ewangelii, uczy, jak żyć wiarą i z pokorą służyć Bogu w miłości i oddaniu.

Ludzie zawsze zwracają się do Boga o pomoc w konkretnej sprawie albo proszą o błogosławieństwo, a za uzyskaną pomoc dziękują. Czy jest to modlitwa na wzór Magnificat? Nie zawsze. Nabożeństwo majowe albo nowenna do Matki Bożej Nieustającej Pomocy dają sercu okazję, by prośby i potrzeby przedstawiło Bogu. To, co osobiste, indywidualne, zostaje włączone w modlitwę Kościoła, który umiejętnie prowadzi człowieka do spotkania z żywym Bogiem. Daje to okazję do poznania Jego woli, która jest zadaniem chrześcijanina. Pełnić wolę Boga, a nie swoje widzimisię, można tylko wtedy, gdy do Boga odnosimy wszystko, co dzień niesie. Owo módl się za nami stanowi wtedy klamrę pomiędzy modlitwą pragnienia a uczynkiem miłości.

Józef i Wiktoria Ulmowie bez górnolotnych słów i postanowień pełnili wolę Boga pośród codziennych obowiązków. Nawet gdy mieli inne plany, a one musiały ulec zmianie, nie rozpaczali, nie wypominali Bogu: a myśmy się spodziewali, tylko z dnia na dzień, w domu i poza nim, pełnili dzieła miłości. Żyjący jeszcze świadkowie, którzy wtedy byli dziećmi, zeznają, że „wujek Józek” spełniał ich dziecięce pragnienia, bo on kochał dzieci. Jeśli w pamięci dziecka zachowało się tylko to, że wujek kochał dzieci, to świadectwo i tak jest piękne i wzruszające, dodatkowo potwierdzone fotografią, o którą wtedy prosił wujka. Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych maluczkich, Mnieście uczynili. Maluczkich własnych dzieci mieli sześcioro, pracy w związku z tym dużo, i sporo ludzi, którzy u nich szukali pomocy. Dla tych, którzy przychodzili do ich domu, byli dobrymi Samarytanami; tym, do których szli, nieśli nadzieję i stawali się dla nich świadkami dobroci, miłości, życzliwości i wsparcia.

Dzień 12
Matka Miłosierdzia

Antyfona Witaj Królowo, Matko miłosierdzia, to modlitwa pełna nadziei i ufności, najczęściej śpiewana lub odmawiana na pogrzebach, bo jest to tak zwane ostatnie pożegnanie, zanim ciało spocznie w grobie, gdzie będzie czekać na zmartwychwstanie. Nieogarnione i niezgłębione Boże Miłosierdzie jest potrzebne zmarłym, ale chyba bardziej jeszcze potrzebują go żywi, żeby nie wpaść albo żeby się wyrwać z sideł Złego. Ikoną Matki Boskiej pod tym tytułem jest czczony w Wilnie obraz z Ostrej Bramy. Maryjne interwencje na prośby ludzi wiary zawsze zdumiewają, a cuda odnotowane w kronikach stanowią przekaz dla potomnych. Działanie Matki Bożej bywa różne i zależne od sytuacji. Jest ona litościwa dla ludzkich strapień, ale bywa groźna dla zuchwałych i cynicznych bluźnierców. Poznawane liczne łaski i cudowna opieka Matki Miłosierdzia – wzrusza. W jednym z tragicznych wydarzeń, uznanych za cud, interweniowała Maryja. Zdarzyło się, że dwuletnie dziecko wypadło z drugiego piętra i nie dawało żadnych oznak życia. Zdesperowani rodzice zanieśli je do Matki Boskiej Ostrobramskiej i zostawili na noc. Rano zabrali z kaplicy zdrowe dziecko bez najmniejszych śladów potłuczenia.

Współczesna historia wydarzyła się w Turcji. Po ostatnim trzęsieniu ziemi wydobyto spod gruzów kilkuletnią dziewczynkę. Kiedy w karetce zapytano ją, co chce: wodę czy czekoladę? Odpowiedziała zaskakująco: „Nie chcę nic. Nie jestem głodna. Piękna Pani przyszła, nakarmiła i dała mi wody. Bawiła się ze mną i ciągle powtarzała: nie martw się, uratujesz się. Kiedy wy przyszliście mnie uratować, to ona odeszła…” Taka jest Maryja, Matka Miłosierdzia, że wciąż zdumiewa świat miłosiernymi uczynkami. Niesie pomoc potrzebującym cicho, bez rozgłosu i w miejscach po ludzku niedostępnych. Wzywa do modlitwy i ofiary za grzeszników, bo Matka nikogo nie przekreśla, każdego chce ratować.

Nasi przyszli błogosławieni wpisują się w dobroć i posługę Maryi, Matki Miłosierdzia. Są niejako Jej ambasadorami na rodzinnej ziemi w Markowej. Dobre serce okazywali zawsze tam, gdzie było to potrzebne. Józef dodatkowo jeszcze, zajmując się propagowaniem na szeroką skalę uprawy warzyw i zakładaniem sadów, niejednokrotnie sam pilnował rolników, aby wszystko było zrobione w odpowiednim czasie i ściśle według wskazań agrotechnicznych. Ludzie podziwiali jego cierpliwość i dokładność oraz samo zatroskanie o zdrowe i dobre odżywianie. Mieli odwagę prosić o informacje i pomoc, bo Józef nigdy nie odmówił potrzebującemu, a często propozycja pomocy wychodziła od niego. Gdy się weźmie pod uwagę, że przed wojną i w czasie jej trwania notowano większą śmiertelność wśród dzieci, to w rodzinie Józefa i Wiktorii Ulmów nie było przypadku wczesnej śmierci dzieci. Powód, jaki został przedstawiony jako argument, był związany z dużym udziałem owoców i warzyw w codziennej diecie. A pół żartem i pół serio starsi panowie, którzy wtedy byli dziećmi, mówili, że Józef Ulma miał najlepsze czereśnie w okolicy i że jako chłopcy chodzili tam ma czereśnie.

Wyjątkowym aktem miłosierdzia było przyjęcie pod swój dach ośmiorga Żydów i codzienne wspomaganie ich przez około półtora roku. Każdego dnia oprócz pomocy byli narażeni na odkrycie i konsekwencje, ale nie zdradzili i nie wyrzucili. Józef często zwykł powtarzać słowa wieszcza Adama Mickiewicza: „Trudniej dzień dobrze przeżyć, niż napisać księgę.“

Dzień 13
Maryja i orędzie z Fatimy

Dla pokazania całej prawdy o Maryi trzeba wspomnieć o jednym z ważniejszych wydarzeń majowych ubiegłego wieku, jakim były objawienia w Fatimie. Spośród wielu wątków, jakie pochodzą z relacji świadków, jest prośba o codzienne odmawianie różańca i szczególna troska Matki Bożej o grzeszników. Pokazała nawet dzieciom piekło, do którego idą biedni grzesznicy, bo nie mają nikogo, kto by się za nich modlił. Dzieci były przerażone tą wizją. Temat piekła nie wszystkich smuci, szczególnie w obecnym czasie, gdy grzech wszedł na salony świata i króluje wszechwładnie. Demoniczne manifestacje, profanacja miejsc świętych i przedmiotów kultu, wulgarny styl życia i chlubienie się tym, czego rozumny człowiek winien się wstydzić. Maryja pokazała jeszcze dzieciom swoje Niepokalane Serce otoczone cierniami, które niewdzięczni ludzie ranią. Świat mógł i nadal może zobaczyć zatroskanie Matki Bożej o wieczność każdego człowieka i ogromną odpowiedzialność za zbawienie, którego dokonał Jej Syn, a wolny człowiek odrzuca, nie bacząc na skutki. Małym i pokornym dzieciom zawierza Maryja tajemnicę współodpowiedzialności za bliźnich. Módlcie się za grzeszników, ofiarujcie za nich swoje umartwienia, aby zmienili swoje życie i mogli wejść do nieba. Tragiczną prawdę o ludzkiej wolności poznaje się dopiero u bram piekła, poza którą jest wieczność pozbawiona Boga, światła, miłości… ciemna strona grzechu przy braku wiary i bezmyślnym traktowaniu życia jest ukryta pod butą i arogancją ludzi o wypaczonym sumieniu.

Co się zmieniło od 1917 roku, gdy Maryja przyszła upomnieć ludzkość, aby Boga, i tak już obrażonego grzechami, więcej nie obrażała? Chce się powiedzieć – niewiele, ale to nie oddaje rzeczywistości, bo są przestrzenie, gdzie grzech ma swoje królestwo, i takie, gdzie modlitwa i pokuta wynagradzają Bogu za winy i proszą o miłosierdzie. W centrum optyki musi pojawić się prawda o życiu! Człowiek otrzymuje ten dar i jako włodarz może – teoretycznie – uczynić z nim, co chce, jest wolny… ale to tylko część prawdy, bo za wolnością kroczy odpowiedzialność, o której wielu zda się nie pamiętać. Życie się zmienia, ale się nie kończy! Bo poza doczesnością jest wieczność: niebo albo piekło. I to nam Maryja przypomniała w Fatimie, pokazując dzieciom rzeczywistość potępionych.

Szacunek dla życia jest wyznacznikiem dobrze rozumianego człowieczeństwa. Kiedy zapytano Władysława Ulmę: dlaczego Józef i Wiktoria przyjęli Żydów do swojego domu, gdy wiedzieli, co im za to grozi?, brat Józefa odpowiedział z prostotą: Może dlatego, że był człowiekiem! Nie każdy by się na to zdobył. Był człowiekiem, to prawda, ale jakość tego człowieczeństwa była doskonała, wykształcona na dekalogu i Ewangelii, a nawet na prostej zasadzie: nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe. W rodzinie Ulmów ze zdumieniem można odkryć jaśniejący motyw miłości w odniesieniu do życia. Ich liczne potomstwo, kwiat i nadzieja, to dzieci chciane, kochane, otoczone troską i pięknie wychowywane. Po ich uczynkach poznacie ich – słowo Boga przyłożone do codzienności Józefa i Wiktorii – ukaże całą gamę dobrych czynów, promiennej codzienności, która była kanwą miłości Boga i bliźniego aż do końca, czyli do oddania życia za bliźnich, których mimo terroru okupanta chcieli ratować, dając im miejsce we własnym domu i dzieląc z nimi swój chleb. I ta postawa niekwestionowanej samarytańskiej przysługi będzie ukazana poprzez beatyfikację. Maryja znalazła w Józefie i Wiktorii powierników swojej troski o życie i zbawienie innych.

Dzień 14
Królowo Rodziny

W litanii loretańskiej pojawiło się wezwanie Królowo rodzin, które w 1995 roku wprowadził Jan Paweł II. Minęło sporo czasu, zmieniają się pokolenia i rodziny, pojawiają się nowe trendy, a nawet sama definicja rodziny nie jest już tak jednoznaczna, jak była dotąd, i jej najbardziej podstawowe zadanie też zostało wypaczone. Kolejny raz opatrznościowe decyzje uprzedzają stan faktyczny sytuacji społecznej męża, żony i dzieci. Królowej rodzin oddano w opiekę tę najmniejszą wspólnotę świata, bowiem ta święta Boża Rodzicielka jest władna przyjść z pomocą w każdej potrzebie, jak dała temu wyraz w Kanie Galilejskiej.

Rodzina ze swą miłością i zadaniem przekazywania życia jest ikoną samego Boga, Jego relacji miłości Ojca, Syna i Ducha Świętego. Wszelkie ojcostwo również od Boga pochodzi, bo tylko On jest dawcą życia. Słowem – miłość jest z Boga, bo Bóg jest miłością, która wszystko ogarnia i nigdy nie ustaje – zostaje wprowadzony ład w relacje międzyludzkie. Miłość leży, a przynajmniej powinna leżeć, u fundamentu małżeństwa i rodziny jako naczelna zasada jej trwania i rozwoju. Za czasów Józefa i Wiktorii Ulmów wezwanie Królowo rodzin nie istniało, ale Maryja była obecna w ich życiu osobistym i rodzinnym. Istniała ich miłość czysta, wierna, ogarniająca wszystko i przynosząca wspaniałe owoce życia. Może i pokus w tamtym czasie było mniej, wierność – ta pieczęć miłości – wyrastała z wiary i nadziei życia wiecznego, a do Boga odnosiło się wszelkie trudności, jako udział w krzyżu Chrystusa.

„Małżeństwo Ulmów niezmiennie zadziwia i zawstydza. Tak było w przeszłości, przed wojną, gdy dzielili się obficie swoimi talentami z bliskimi, sąsiadami i mieszkańcami Markowej. Podobnie działo się, kiedy pomimo biedy z ufnością i radością przyjmowali kolejne dzieci, którymi ich Pan Bóg obdarzał. Było tak również wówczas, gdy otworzyli drzwi swojego domu dla szukających ratunku przed śmiercią Żydów – Didnerów, Grünfeldów i Goldmanów. I tak pozostanie na zawsze. Ulmowie będą przypominać Polakom, Żydom, Niemcom – całemu światu – o chrześcijańskim wymiarze miłości wobec potrzebujących i prześladowanych”. Słowa powyższe dra Mateusza Szpytmy o przyszłych błogosławionych mają do przekazania nie tylko postawę uznaną za wzór życia rodzinnego, ale są doskonałym przyczynkiem do rachunku sumienia współczesnej rodziny w kwestii jej postawy wobec bliźnich. Niezmiennie zadziwia i zawstydza – kogo? co? Małżeństwo Ulmów – każdego z nas. Zamknięty w bajkowym domu, z kilkoma telewizorami, smartfonami, człowiek zanurzony w wirtualnym świecie, dniami i tygodniami może się wcale nie spotykać z żywymi ludźmi, to jak można mówić o właściwych relacjach rodzinnych i sąsiedzkich. A wezwanie Królowo rodzin odniesieniu do rodzin skłóconych, rozbitych – brzmi jak ironia. Potrzebna jest świadomość, że Maryja jest w stanie pomóc rozwiązać kryzysy rodzinne zawsze, gdy rodzina zaprosi swoją Królową i dopuści do relacji na płaszczyźnie wiary i łaski.

Obecna w kościele Matka Boska, Markowska Pani, gdyby chciała opowiedzieć historię konkretnej rodziny, to nie jedna ale tysiące ksiąg podziękowań i próśb zostałoby zapisanych. Tajemnice serca są na razie zasłonięte, ale gdy Bóg je odsłoni, to każdy otrzyma pochwałę. Zagrożenie, jakie uderza we współczesną rodzinę, jest wielkie, ale Królowa rodzin jest potężniejsza od złego, trzeba tylko wzmocnić wiarę i wołanie, a pomoc na pewno przyjdzie. Do dyspozycji będzie niebawem pośrednictwo błogosławionej rodziny Ulmów jako dodatkowego świadka łaski i pośrednika, który ma życiowe doświadczenie. Problem w tym, czy w obliczu nadchodzących kryzysów rodzina i jej poszczególni członkowie chcą szukać pomocy tam, skąd ona z pewnością nadejść może.

Dzień 15
Pod płaszczem Maryi

Jedna z antyfon maryjnych brzmi: Odział mnie Pan szatą zbawienia i okrył mnie płaszczem sprawiedliwości. Czym jest owa szata zbawienia? Pełnią łaski. Maryja od chwili poczęcia – na mocy przyszłych zasług Chrystusa Zbawiciela – jest wolna od grzechu pierworodnego.

Szata łaski jest konieczna dla zaproszonych na ucztę. Jezus w przypowieści o zaproszonych na ucztę określa dokładnie postawę człowieka, która zasadniczo nie zmienia się, bo dalej ludzie dla prozaicznych racji proszą: „miej mnie za wymówionego”. Uczta była przygotowana, ale zaproszeni wzgardzili. Gospodarz posłał sługi na ulice, by zapraszali, a nawet zmuszali do wejścia. Pomiędzy uczestnikami znalazł się ktoś, kto wszedł na ucztę nie mając szaty godowej… i został wyrzucony na zewnątrz, gdzie będzie płacz i zgrzytanie zębów. Ludzka ignorancja dla łaski, trwanie w grzechu, odkładanie nawrócenia i pokuty na „potem” kończy się tragicznie. Grzech, choć znajduje się w przestrzeni wolności i sumienia człowieka, nie może być tolerowany, ponieważ wiedzie do zatracenia duszy. Maryja odziana szatą zbawienia i okryta płaszczem sprawiedliwości jest przykładem powołania, które Bóg w Niej i przez Nią zrealizował, ponieważ Ona pozwoliła Bogu, by sam kształtował Jej życie i zadania. Otrzymaną wolność w pokorze i całkowicie podporządkowała odwiecznemu Słowu Boga, dla którego stała się i Służebnicą, i Matką, a przez swoją wierność i miłość pomnażała otzymaną łaskę. W nagrodę za piękne życie Maryja została wzięta do nieba i otrzymała koronę chwały jako Pani nieba i ziemi.

Józef i Wiktoria, cisi bohaterowie z Markowej, wiedli skromne życie rodzinne. Przez sakrament chrztu odziani szatą zbawienia, nieustannie troszczyli się o wierność łasce i o to samo zabiegali dla swoich dzieci. Każde otrzymało chrzest i rodzicielską opiekę w tym, co się odnosi do rozwoju życia religijnego. Uczenie pacierza i podstawowych prawd wiary, pieśni religijnych, a także troska o dobre wychowanie – to przestrzeń rozwijania łaski. Beatyfikację Rodziny Ulmów można będzie porównać z odzianiem całej rodziny, czyli wszystkich dziewięciu osób, piękną białą szatą godową, bo swoim prostym, skromnym życiem i męczeństwem zasłużyli na udział w chwale nieba. Szaty, jakie nosili na co dzień w domu i pracy, nie były najmodniejsze, przeciwnie ukazują się nader ubogie i to zarówno taty, mamy, jak i wszystkich dzieci. Większość rodzinnych zdjęć, jakie zrobił Józef Ulma, zaskakuje tym, że Wiktoria i dzieci najczęściej chodzą boso i to przy różnych okazjach zabawy, spacerów, pracy w ogródku, a nawet odwiedzający goście są przyjmowani przez bosonogich domowników. W domu się nie przelewało, ale też nie było skrajnie ubogo. Rodzina umiała poprzestawać na małym, ograniczać się do tego, co konieczne, wiązać koniec z końcem zgodnie z powiedzeniem: tak krawiec kraje, jak mu materiału staje. A oni nie mieli go za dużo, dlatego tym dziwniejsze wydaje się to, że pomimo biedy potrafili otworzyć dom dla innych potrzebujących. Jedynym bogactwem, jakie posiadali, była miłość! Ona opromieniała skromną codzienność i osładzała inne braki i niedostatki. Szatę zbawienia i płaszcz sprawiedliwości nałoży im Pan Bóg na oczach świata w czas beatyfikacji 10 września bieżącego roku.

Dzień 16
Bądźmy im wdzięczni

W majowy kalendarz liturgiczny wpisuje się uroczystość świętego Andrzeja Boboli, by przy tej okazji zwrócić uwagę na Patronów Polski. Mamy ich czterech. W kolejności są to: święty Wojciech, święty biskup Stanisław ze Szczepanowa, święty Stanisław Kostka i najmłodszy stażem – święty Andrzej Bobola. Oni to, u boku Maryi, Królowej Polski, która jest główną Patronką, stoją na straży ojczyzny i strzegą duchowego dziedzictwa Polaków i ładu moralnego. Każdy z nas posiada również własnego patrona, a może nawet kilku… Pierwszy wziął nas w opiekę podczas chrztu, nosimy jego imię i korzystamy z pomocy. Drugi – wybrany bardziej osobiście – to patron z bierzmowania, który pomaga mężnie żyć wiarą, bronić jej i dawać chrześcijańskie świadectwo życia. W praktyce jednak najbliższa sercu jest Maryja. Do Niej kierujemy modlitwy i prosimy o pomoc w trudnych sprawach. Jedno nie zaprzecza drugiemu, bowiem niebo i świętych obcowanie jest po to, żeby wspomagać ludzi w potrzebach. Osobnym wsparciem na drodze do nieba jest, zawsze przy nas obecny, anioł stróż.

Pan Bóg zadbał o człowieka, udostępniając mu pomoc nieba. Skoro zapewnił, że nie zostawi nas sierotami, to Sam został z nami aż do skończenia świata i jeszcze zesłał Ducha Pocieszyciela: „On was wszystkiego nauczy i przypomni wszystko, co wam powiedziałem”… Dlaczego więc człowiek współczesny błąka się po ciemnych zaułkach świata, zamiast kroczyć jasną drogą ku szczęśliwej wieczności? Bóg zadbał o szczegóły, ustawił dekalog jako znaki ostrzegawcze, pokazał źródło miłosierdzia, oddał wszystkich w opiekę swojej Matki, a człowiek nadal wyważa otwarte drzwi i zaprzecza dobroci Boga, jakoby został porzucony i opuszczony. Nie do wiary, jak zaćmione zostało bezrozumne serce człowieka, wyzute z wiary, opanowane grzechem. Serce, które zamieniło chwałę niezniszczalnego Boga na podobizny i obrazy śmiertelnego człowieka, czworonożnych zwierząt i ptaków – napisał święty Paweł w Liście do Rzymian. Dlatego wydał ich Bóg poprzez pożądania ich serc na łup nieczystości… która zaznacza swoje panowanie degeneracją człowieka i demoralizacją, gdzie się tylko da. Na wszelką bezbożność jest też antidotum; to osoby, rodziny, społeczności, których życie opiera się na Ewangelii i jest realizacją błogosławieństw.

Zbliżająca się beatyfikacja Rodziny Ulmów pozwoli światu zapoznać się z przykładem Ewangelii wcielonej w życie. Rodzina, która przez sakrament małżeństwa znalazła swoje powołanie, wypełniła je wiernie, a nawet dojrzała do największej miłości i oddała swoje życie za bliźniego. W codzienności Józefa i Wiktorii można odnaleźć ślad każdego błogosławieństwa. Byli ubodzy duchem, nie pragnęli więcej posiadać i rzeczywiście żyli ubogo. Doświadczali smutku, choć sami znajdowali siłę, by pocieszać innych. Życie małżeńskie i rodzinne opierali na czystej miłości. Należeli do tych, którzy wprowadzają pokój i cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości. Dzięki postawie czynnego miłosierdzia Ulmowie zostali nazwani Samarytanami z Markowej. Świat dziś bardzo potrzebuje takich świetlanych postaci, aby pociągnąć zagubionych na właściwą ścieżkę zbawienia. Niech staną się patronami biednych, patronami rodzin – zwłaszcza wielodzietnych, siłą dla prześladowanych i wzorem chrześcijańskiego życia dla wszystkich. I bądźmy wdzięczni Bogu za naszych patronów, a patronom – za wszelką pomoc i wsparcie. Zakończmy fragmentem modlitwy o beatyfikację Rodziny Ulmów: „Niech ich modlitwy oraz przykład wspierają rodziny w chrześcijańskim życiu i pomagają wszystkim kroczyć prawdziwą drogą świętości”.

Dzień 17
Królowo pokoju

Od zarania dziejów światem wstrząsają mniejsze lub większe wojny. Zdumienie budzi Stary Testament, który historii o wojnach przytacza sporo, a zapowiedź pokoju pojawia się na czas przyjścia Mesjasza: za dni jego nastanie pokój… W noc Bożego Narodzenia Aniołowie zwiastowali pokój ludziom dobrej woli.

Wezwanie Królowo pokoju pojawiło się w litanii w 1917 roku. Znamienna to data, łączy bowiem objawienia fatimskie i rozpoczęcie rewolucji bolszewickiej. Świat ogarnęła pierwsza wojna światowa i zbierała krwawe żniwo na różnych miejscach frontu. Matka Boża powiedziała wtedy dzieciom, że wojna niedługo się skończy i żołnierze powrócą do domu, ale jeśli ludzie nie przestaną grzeszyć, przyjdzie druga, straszniejsza od pierwszej. Niestety zapowiedź Królowej pokoju o drugiej wojnie światowej sprawdziła się i błędy Rosji rozprzestrzeniły się po świecie, i nadal spora część świata trwa mocno przy utopii komunizmu i jego wszelakich odmian.

Józef Ulma, urodzony w 1900 roku, należał do pokolenia, które widziało z bliska obie wojny, Wiktoria, młodsza o lat dwanaście, z pierwszej wojny niewiele pamięta, ale druga stała się jej codziennością i finałem życia razem z całą rodziną. Młodsze pokolenie zna wojnę z filmów, z muzeów, wycieczek do obozów, a teraz z przekazu telewizyjnego o toczących się działaniach na Ukrainie.

W jednej z piosenek autorstwa Zofii Jasnoty śpiewamy takie, zmuszające do refleksji, słowa: Ciągły niepokój na świecie, wojny i wojny bez końca, jakże niepewna jest ziemia, jękiem i gniewem drgająca. Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam, nie tak, jak daje świat, powiedział do nas Pan. Tekst nawiązuje do słów Jezusa wypowiedzianych w Wieczerniku podczas Ostatniej Wieczerzy. Przypomina nam, że prawdziwy pokój może nam dać tylko Jezus. Maryja, Królowa pokoju, do Niego prowadzi i na Niego pokazuje. Ale człowiek nie chce o tym pamiętać, nie chce czerpać z tego źródła. Woli zbrojenia, dostarczanie broni, szkolenie żołnierzy, nawet nieletnich, a wystarczyłoby zachować pokój z Bogiem, pokój z bliźnimi i pokój z sobą, aby ustały wszystkie wojny.

Modlitwa o pokój ma sens, ponieważ Bóg słyszy wołanie serca i zna jego niepokoje. Kto wie, ile modlitw o pokój popłynęło w małym domku Józefa i Wiktorii, którzy niemal każdego dnia musieli patrzeć na działania okupanta, na śmierć bez wyroku, na konfiskatę mienia, polowanie na Żydów. W ich domu życie toczyło się niby normalnie, uprawiali ziemię, rodziły się dzieci, Józef robił swoje fotografie, a w nocy lub nad ranem rozlegały się strzały zwiastujące kolejną śmierć niewinnych ofiar. Jakim niepokojem drgało wtedy serce? Czy myśleli o tym, że następne strzały będą lub mogą być dla nich? Mimo zgody na wolę Bożą, człowiek do końca pozostaje człowiekiem i nie jest mu obcy lęk, trwoga i smutek, co widać na przykładzie modlitwy Pana Jezusa w Ogrójcu. A gdy jeszcze mieli na strychu, wbrew zaleceniom okupanta, ośmioro ludzi ukrytych dla ocalenia, jak wyglądały te ich noce przerywane strzałami? I wtedy wezwanie Królowo pokoju nie schodziło z ust ani z pamięci. W cierpienia czas, zachowaj nas. Królowo pokoju, Ty znasz trwogę zagrożenia życia Dziecięcia, gdy musiałaś uciekać do Egiptu, wspomóż te niewinne moje dzieci i zachowaj je od wszelkiego złego. Doświadczenie wojny skończyła egzekucja o świcie. Królowa pokoju przywitała Rodzinę po drugiej stronie, a tam już nie ma cierpienia, lęku, śmierci, jest radość w Królestwie pokoju i miłości. I o tym powie beatyfikacja Rodziny Ulmów 10 września 2023 roku.

Dzień 18
Powołani do miłości

W każdym zakątku świata widnieje ślad maryjny. Całą ziemię pokrywają poświęcone Matce Bożej kapliczki, sanktuaria, obrazy na drzewach czy skale. Ten ślad niezbicie dowodzi, że pokolenia wcześniejsze miały szczególną cześć dla Tej, która Boga na świat nam przyniosła. My, niestety, dożyliśmy czasu profanacji różnych świętości, bowiem co jakiś czas pojawia się informacja, że nieznani sprawcy zniszczyli figurę, połamali krzyż albo jeszcze inne ekscesy. Równocześnie daje się zauważyć inne zjawisko, którego nie można wytłumaczyć w sposób naturalny… Oto pośród różnych kataklizmów dotykających ziemię, gdy walą się mury, trzęsie ziemia, grasuje pożar czy woda zalewa obszar – na zgliszczach pozostaje nietknięta figura Maryi, ołtarz nawet ze świecami, czy samotna na pobojowisku kapliczka maryjna.Może w ten sposób Bóg daje znak, że nie wszystko jest stracone, a jeśli pozostała wiara i nabożeństwo do Matki Bożej – reszta odbudowana być może. Trzeba, jak powiedziała Matka Teresa, zacząć od siebie. Gdy pan i ja będziemy lepsi, świat też będzie lepszy. Gdy będziemy lepsi… od czego to zależy? Co trzeba zrobić, aby być lepszym? Najpierw uświadomić sobie, że człowiek został powołany z miłości do miłości i ma przed sobą życie wieczne. Dalej – nie można odkładać wiary i jej wymagań do lamusa, i zważać na pokusy, te niewinne myśli, pragnienia, podpowiedzi, które ostatecznie – jak Ewę w raju – prowadzą do nieposłuszeństwa Bogu, czyli grzechu, a jego skutki są opłakane.

Dorastającej dziewczynie imponowało towarzystwo koleżanek, były wyzwolone od przesądów wiary, otwarte na imprezowanie, miały pieniądze i mogły podbijać świat. Nic nie stało na przeszkodzie. Mama miała dobrą pracę i płacę, tato dorabiał za granicą, więc i jej nie brakowało finansów na różne eskapady. Babcia zauważyła zmianę w zachowaniu wnuczki, próbowała słowem uświadomić równię pochyłą takiego życia. Ale to nic nie dało. Wojna słowna nie miała końca, bo racje młodych, do których świat należy, są niepodważalne. Starsza pani, nie mając innego rozwiązania, zaczęła się modlić do Matki Bożej. Im więcej się modliła, tym mocniej ufała w Jej pomoc, jako że nadzieja zawieść nie może. Pewnego dnia wnuczka wróciła zapłakana i smutna, zamknęła się w pokoju i nie chciała rozmawiać. Okazało się, że wracały z kolejnej imprezy i zdarzył się wypadek, jej nic się nie stało, ale koleżanka zginęła na miejscu. Otrzeźwienie było straszne, zmiana na lepsze zdecydowana, powrót do wiary i praktyk – koniecznością życiową. Powołanie do miłości to piękna perspektywa dla ziemskiej wędrówki z perspektywą na niebo. Jeśli ktoś pozwoli sobie wypaczyć pojęcie miłości, jeśli pójdzie za jej namiastką, pomyli drogi i nie zazna pokoju.

Samarytanie z Markowej – przyszli błogosławieni – potraktowali na serio powołanie do miłości. Tę kruchą, ludzką miłość zanieśli do ołtarza, zawarli sakrament małżeństwa, a potem kolejno na świat przychodziły owoce ich miłości: Stasia, Basia, Władzio, Franio, Antoś, Marysia i jeszcze jedno, które nie doczekało narodzin. Prócz pięknej miłości małżeńskiej i szczęściodajnej w rodzinie – Ulmowie wyszli poza dom, do innych, którym okazywali dobroć serca i potrzebną pomoc. Czy patronką ich miłości była Maryja? Z pewnością mieli do Niej nabożeństwo, a obraz Matki Boskiej Markowskiej Pani był im bliski. Wydaje się, że ich miłość, oprócz ludzkiego zakorzenienia w sercu, płynęła z głębokiej wiary i słowa Bożego. Bo jeśli miłujecie tylko tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie – ten fragment też mieli podkreślony w swoim Piśmie Świętym. Piękne dzieło ich życia, pracy, efektów znaczących po dziś ukaże beatyfikacja, jako wieniec chwały, którą Bóg przygotował tym, którzy Go miłują.

Dzień 19
Z ziemi do nieba

Czas ma na imię dzisiaj, a to dzisiaj przychodzi i odchodzi od poczęcia do naturalnej śmierci, która też nie zawsze jest naturalna. Radość z istnienia przychodzi z wiekiem, i JESTEM staje się niewyczerpanym źródłem, z którego brać może ten, kto wędruje z ziemi do nieba. W przestrzeni mijającego czasu epizody życia nakładają się na siebie jak kolorowe farby na płótnie malarza. Bogactwo, jakie gromadzi dusza, pomaga wzrastać, cieszyć się i dziękować Bogu za dar istnienia. Wszystko, co żyje, niech chwali Pana – w ten wers psalmu włącza się serce pełne wdzięczności, co pokazała Maryja, śpiewając Magnificat. Ciekawostką na kanwie czasu jest to, że jedni umieją wykorzystać czas i zostawić za sobą konkretne dobro, a innym jakby się czas przesuwał przez palce i ani za nimi ani przed nimi nic dobrego nie widać. Byłoby to bez znaczenia, gdyby sekundy życia nie mały wartości, a one mają ogromne znaczenie, ponieważ wektor życia zmierza do wieczności, która jest za progiem czasu. Nie ma stałej liczby lat do przeżycia, bo jedni odchodzą wcześniej, drudzy później. Niektórzy śmieją się jeszcze, że Pan Bóg o nich zapomniał. Biblijny kres lat to siedemdziesiąt lub osiemdziesiąt, gdy mocni jesteśmy. Nasze lata są związane z ziemią, przez którą ludzie idą i płaczą niosąc ziarno na zasiew, lecz powrócą z radością, niosąc swoje snopy. Zmarnowany czas nie wraca, nowego życia też się nie dostaje, więc chodzi o takie przyjęcie i wykorzystanie własnego dzisiaj, aby ten snop życia był bogaty i owocny.

Pierwsza połowa XX wieku zamknęła w sobie czas istnienia Rodziny Ulmów. Każde z jej członków ma inną datę urodzenia, ale wszyscy mają jedną datę śmierci, jakby jeden bogaty snop rodzinny. Nikt nie doczekał owych 70 czy 80 lat na tej ziemi, raczej można do nich odnieść werset z Księgi Mądrości: wcześnie osiągnąwszy doskonałość, czyli żyjąc krótko, przeżył czasów wiele. Józef miał dopiero co ukończone 44 lata, Wiktoria nieco mniej, a dzieci jak pisklęta w domowym zaciszu – żyły krótko, a teraz, gdy zostaną beatyfikowani, ich czas zajaśnieje pełnią, do jakiej doszli. Jakkolwiek ludzie oceniają ich ziemską wędrówkę do nieba, oni swoje zrobili i finiszowali jak na herosów przystało. Czy to była ich zasługa i ich inicjatywa? Częściowo tak, ale to Bóg jest w nas sprawcą i chcenia i działania zgodnie z Jego wolą – a skoro tak, to z Jego woli losy toczą się tak, jak się toczą…

Wykorzystać czas i łaskę to umiejętność mądrości serca, które nie zagubiło głównego celu, jakim jest niebo. Z ziemi do nieba droga jest prosta, wiedzie przez codzienność, a ta w przeciągu 24 godzin doby jest okazją do świadczenia dobrych czynów i aktów miłosierdzia. Józef, energiczny pomysłodawca i spółdzielnia usługowa w jednej osobie, swój czas wykorzystał dobrze. Cały czas był zajęty – i ten w stanie kawalerskim, i dziewięcioletni staż małżeński – zarówno dla dobra rodziny, jak i potrzebujących. Owoc pracy trwa do dziś; przynosi chwałę Bogu, Józefowi i Rodzinie. Ślad Józefa i Wiktorii oraz drobne ślady ich dzieci wskazują jeden kierunek – niebo.

Z ziemi do nieba z wiarą iść trzeba, wziąć krzyż w ramiona, by zło pokonać. Z ziemi do nieba odwiecznym szlakiem, od narodzin do śmierci za przewodnią gwiazdą, Maryją.

Dzień 20
Bolesna Królowa Polski

Ojczyzna od Bałtyku po gór szczyty okryta jest nie tylko płaszczem Matki Bożej, ale są na ziemi Lechitów liczne sanktuaria maryjne, których historia mocno łączy wiarę i patriotyzm. Jednym z takich miejsc jest Licheń i obraz Matki Boskiej Bolesnej Królowej Polski. Kroniki podają, że jest on podobny do wizerunku Matki Boskiej Słuchającej z Rokitna, ale osobliwością tej ikony jest biały orzeł w koronie na piersiach Maryi. Historia obrazu jest wyjątkowa. W 1813 roku rannemu w bitwie pod Lipskiem polskiemu żołnierzowi Tomaszowi Kłossowskiemu ukazała się Matka Boża i poleciła odszukać wizerunek według podanego wzoru. Znalazł go w lesie grąblińskim. Maryja również kilka razy ukazała się pasterzowi Mikołajowi Sikatce w 1850 roku, wzywała do pokuty i prosiła o modlitwę. Z oznakami kultu obraz przeniesiono z kapliczki w lesie do kościoła parafialnego, a teraz znajduje się w nowej bazylice.

Znaki, jakimi Maryja utwierdza wiarę w narodzie, potwierdzają tylko wyjątkowe znaczenie Polski na mapie chrześcijańskiej Europy. Wiara to skarb Narodu, a miejsca, które mają słynące łaskami obrazy, są wyjątkowe i często nawiedzane z racji nadprzyrodzoności. Ciekawe, że na terenach rozdzielonej zaborami Polski, pojawiają się miejsca objawień Maryi ze szczególnym symbolem-akcentem dla Polaków. Podczas objawień w Gietrzwałdzie w 1877 roku Maryja rozmawiała z widzącymi dziewczynkami po polsku, a w Licheniu polski orzeł w koronie znalazł się na piersiach Matki Bożej. Nasuwają się słowa pieśni: Gdzież my, o Matko, ach gdzie pójdziemy i gdzie ratunku szukać będziemy. Twojego ludu nie gardź prośbami: Ucieczko grzesznych, módl się za nami. I słowa tej pieśni rozlegają się jednakowo w polskich kościołach, znacząc modlitwę nadzieją pomocy ze strony Matki Bożej. Maryjną odpowiedź na modlitwy wiernych włożyła Maria Konopnicka w słowa: Nigdym Ja ciebie, ludu, nie rzuciła, Nigdym ci mego nie odjęła lica, Ja – po dawnemu – moc twoja i siła! Bogarodzica!. Jeśli przez Polskę, wzdłuż i wszerz, szedł maryjny wątek modlitwy i nadziei, to znaczy, że lud, modląc się o ocalenie, miał wiarę w pomoc i orędownictwo Maryi.

W czasach, gdy żyli Józef i Wiktoria w Markowej, obraz Markowskiej Pani jaśniał w tutejszym kościele. Te same pieśni i ta sama nadzieja przyświecała wiernym tej ziemi w czas zaborów i po odzyskaniu Ojczyzny wolnej. Polska pobożność maryjna słynie na cały świat, więc chyba nie ma parafii, gdzie Maryja jako Królowa Polski czy Orędowniczka nie doznaje czci. Znane są wspólne nabożeństwa maryjne, ale nie są znane intencje i modlitwy indywidualnych wiernych. Zdumiewa tylko obecność ludzi przed obrazem czy figurą Matki Bożej, a tylko Bóg zna tajniki serc człowieczych. Kiedy więc Józef i Wiktoria nawiedzali własny kościół parafialny i przyklękali przed ołtarzem Matki Bożej, to inni widzieli ich modlących się, ale nie wiedzieli, jaka była treść oraz intencja modlitwy. Czy odmawiając zwyczajnie Pod Twoją obronę ubezpieczali życie swojej rodziny, swoich dzieci i ojczyzny targanej wojenną okupacją? Nie ulega wątpliwości, że bliska ich sercu była sprawa Polski, że pragnęli dla niej wolności i ładu, wiary i nadziei, a także pomyślności i dobrobytu. Kościół uczył ich troski o zbawienie duszy i troski o miejsce, gdzie dokonuje się wędrówka ku niebieskiej ojczyźnie. Ulmowie byli pojętnymi ludźmi i dali się prowadzić Duchowi Świętemu.

Dzień 21
Piękna perła podkarpackiej ziemi

Gdy majowe płyną dni, a Maryja słucha modlitw swojego ludu, w tle szykuje się uroczystość beatyfikacji Rodziny Ulmów. Pomiędzy sekundami oczekiwania na tę beatyfikację snują się myśli odkrywcze, które zaskakują i radują w odniesieniu do bohaterów z Markowej. Hasło: PIĘKNA PERŁA PODKARPACKIEJ ZIEMI mogłoby być podsumowaniem odkryć i dociekań, ale i tak nie będzie to ostatnie słowo w temacie pierwszej beatyfikacji całej liczącej dziewięć osób rodziny, rodziców z siedmiorgiem dzieci. Modlitwa o beatyfikację Sług Bożych rozpoczyna się słowami: Wszechmogący, wieczny Boże, dziękujemy Ci za świadectwo heroicznej miłości małżonków Józefa i Wiktorii z dziećmi, którzy oddali swoje życie, ratując prześladowanych Żydów. Świadectwo heroicznej miłości – to widziana oczami serca postawa ludzi, którzy wpatrując się w krzyż Chrystusa przyjęli na siebie tę cząstkę, jaka im została ofiarowana dla zbawienia. Teraz trwają wiara, nadzieja i miłość, z nich największa jest miłość, a kiedy towarzyszy jej przymiotnik heroiczna, to znaczy, że została wyniesiona do ideału, o jakim mówił Pan Jezus: nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie oddaje za przyjaciół swoich. Ulmowie oddali swe życie. Nie bronili się, gdy niemieccy żandarmi im je odbierali. Był to ostatni dar i czyn miłości. Całe wcześniejsze życie wypełnione było miłością, która inspirowała codzienną posługę wobec swoich i obcych, gdy potrzebowali pomocy. Szukając perełek miłości w Ewangelii, za jedną z nich można uznać słowa: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, Mnieście uczynili. A maluczkich w domu Józefa i Wiktorii było sześcioro i nie koniec na tym, biorąc pod uwagę odwiedzających rodzinę kuzynów, sąsiadów, przygodnych interesantów. Ich dom tętnił życiem od świtu aż do wieczora, a często nawet skracał się czas nocnego odpoczynku. Serdeczność, życzliwość i usłużność – to cnoty, które otwierają serca dla innych, bo nie ma w nich asekuracji przed wykorzystaniem, czy niezadowolenia z powodu odwiedzin. Doprowadzić swoje serce do nieustannej życzliwości wobec bliźnich może tylko miłość i nadzieja nieba. W takim klimacie szybciej dojrzewa człowieczeństwo, a miłość jest tylko objawem stanu ducha działającego w myśl słów świętego Pawła: Miłującym Boga wszystko pomaga ku dobremu.

Piękna perła podkarpackiej ziemi odsłania coraz to nowe oblicze. Piękna miłość, piękna rodzina, piękne życie, piękne dzieła, piękne świadectwo… Piękno jest po to, by zachwycało – więc nie dziwi zachwyt świata Sługami Bożymi, których Kościół uzna niebawem za błogosławionych, a ich życie ukaże jako przykład i wzór chrześcijańskiej rodziny, która swoją miłość doprowadziła do heroizmu czyli ofiary. Prawdą okazują się słowa piosenki: Na świecie są takie domy, w których rodzina pamięta, że człowiek żyje dla Boga, a życie to jest rzecz święta. Stworzyć dom pełen miłości, przyjąć każdy dar życia z otwartymi ramionami oraz mieć świadomość, że wszystko zmierza do jednego celu – do wieczności, to zaiste pięknie poukładana hierarchia wartości, gdzie wszystko jest na swoim miejscu, ponieważ Bóg jest na miejscu pierwszym i najważniejszym.

Dawna piosenka o ziemskim życiu Jezusa zaczynała się od słów, które oddają pięknie klimat domu Ulmów.

Był w Nazarecie dom, zwyczajny, prosty dom

i były dni jak chleb, powszednie,

przepłynął rzeką czas i znowu Boży Syn

zamieszkał pośród nas, jak wtedy.

Nasz dom, dom ubogiego Cieśli z Nazaretu.,

Nasz dom, niech wrócą w nim tamte dni.

Nasz dom, niech Jezus znów poczuje się u siebie.

Nasz dom, rodzinny dom – to Nazaret, to my.

Dzień 22
Rodzina w chwale nieba

Maryjna obecność podczas nabożeństw i Matka Boga – przywoływana przed oczy serca w swoich przymiotach – niezmiennie kieruje myśl ku niebu. Pan Jezus poszedł przygotować nam miejsce w domu Ojca, do którego mozolnie albo sprintem duchowym każdy podąża. Nie inaczej było z Rodziną Ulmów. Szli do nieba drogą krzyża; jest ona trudna i bolesna, ale przez to rzeczywista i prawdziwa, bo tą drogą kroczył Zbawiciel. Niebawem będziemy przeżywać radość beatyfikacji! Zwyczajna, polska rodzina będzie w chwale nieba! Zaiste jest to godność, do której tylko Pan Bóg wzywa i prowadzi człowieka. Drogi Boże, oparte na wcielaniu Ewangelii w życie, mają wymiar krzyża, Golgoty, śmierci – w końcu jednak wiodą do chwały.

Wydarzenia zapisane w czasie powracają wspomnieniem i refleksją, aby pokazać prawdę o ludziach – bohaterach i zdrajcach. Tragedia Rodziny Ulmów i Żydów niesie dzisiaj inne przesłanie dla świata. Co się zmieniło? Spojrzenie, które sięga dalej, niż akt okupanta. Niemiecki zbir nie przestał być zbirem, co wyryto w kamieniu na grobie Ofiar, ale perspektywa czasu pozwala dostrzec lepiej niektóre detale, zwłaszcza duchowy wymiar egzekucji i tego, co już z niej wyrosło. Poskładanie kawałków w całość zabrało sporo czasu. Ludzka pamięć nie zawiodła, przechowała i ubogaciła przekaz o prawych ludziach, ich dobrych sercach, o szlachetności pobudek, ofiarności bez liczenia na zapłatę i wiary, która stała się kanwą dziejów zapisanych krwią na ziemi męczenników.

Mimo upływu lat zachowane jest miejsce śmierci, grób we czci oraz nowe dzieła upamiętniające Rodzinę Ulmów, która nie przestaje zadziwiać, podwójnie zadziwiać. Najpierw za największą ofiarę jaką poniosła RODZINA, skutkiem zbiorowej odpowiedzialności za nieludzkie prawo okupanta. Potem społeczność podziwia słuszność decyzji, choć cena jest ogromna. Miłość zaczerpnięta z kart Ewangelii ma swoje przełożenie na ludzkie postawy Ulmów, ale oprócz miłości potrzebna była odwaga, szlachetne męstwo, wsparcie nieba i jego troska, by nie umknęło z ludzkiej pamięci dzieło spełnione z miłości. Znamiennym wyrazem pamięci są ci, którzy przybywają, wciąż przybywają do grobu Rodziny Ulmów, do Muzeum Polaków ratujących Żydów podczas II wojny światowej imienia Rodziny Ulmów… Nie ma wizyt bezowocnych, ponieważ ten rodzaj świadectwa, jakim jest przelana krew, nie pozostawia serca kamiennego. Refleksja, modlitwa, zapis w Księdze Pamiątkowej, albo tylko ukryta łza, wspomnienie o bliskich, którzy mieli podobny los, tylko w innym miejscu – to jest dziedzictwo Markowej, które niejako skupia w sobie jak w soczewce i wydarzenia minione, i to, co z nich wyrasta. Sława Markowej staje się nieodłączna od Rodziny Ulmów tak samo, jak Słudzy Boży Ulmowie nie są oderwani od swojej małej Ojczyzny. Opatrzność Boża, jak już coś złączy, to na zawsze, dlatego mówimy, że Jezus jest z Nazaretu, a Ulmowie z Markowej. Zarówno ziemia jak i człowiek ma w tym swój ukryty sens, rozpoznawalny czas i miejsce, i cokolwiek się później wydarzy, to tego połączenia nic już nie zmieni.

Pamięć o tragedii przewija się w czasie. Pokolenie współczesne Józefowi i Wiktorii odchodzi z tego świata. Przychodzi inne, ciekawe historii i pragnie ono poznać tę historię, utrwalić, pokazać, przekazać i pozwolić, by nadal toczyła się nurtem czasu na tej samej ziemi ku chwale Boga. Od egzekucji w Markowej minęło sporo czasu, ale są jeszcze ludzie, do których wieść o Markowskich Samarytanach nie dotarła. Potrzebne są uroczystości upamiętniające zdarzenia, święta i wspomnienia o tym, co było jako próba osadzenia nowego czasu w koleinach tamtych wydarzeń. Bo nic nie staje się na pustyni, nic nie wyrasta z niczego, jakaś zależność była, jest i będzie, skoro pielgrzymi tej ziemi chodzą tymi samymi ścieżkami, którymi chodzili ich przodkowie.

Dzień 23
Błogosławiona RODZINA

Pierwsze błogosławieństwo otrzymała rodzina w raju, na samym początku istnienia tej wspólnoty życia i miłości. Kiedy Adam i Ewa pojawili się razem, Bóg im błogosławił, mówiąc: Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną (Rdz 1,28). I tak jest przez wieki. Złączeni węzłem małżeńskim korzystali i nadal korzystają z pierwszego Bożego błogosławieństwa. Życie rodzinne jeszcze raz otrzymało szczególny i wyjątkowy dar błogosławieństwa, kiedy Słowo, które stało się ciałem, zamieszkało wśród nas. Przez rodzinę wszedł Pan Jezus w ludzkie dzieje; mieszkał, pracował i większość swojego ziemskiego życia spędził w domu Józefa i Maryi w Nazarecie. Pod dachem nazaretańskiego domu ukryła się Najświętsza Rodzina, bo to, co najważniejsze było niewidzialne dla oczu i chyba dlatego po latach, gdy Jezus Nauczyciel przyszedł do swoich, oni w Nieg0 nie uwierzyli, bo przecież od dzieciństwa znali syna cieśli… Konkluzja zrodziła się smutna: żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie.

Beatyfikacja Sług Bożych w Markowej w jakimś sensie ma podobną, jeśli czasem nie taką samą reakcję ze strony ziomków, którzy nie umieją patrzeć w głąb serca. Jeszcze inni stawiają wątpliwość co do beatyfikacji siódmego, nienarodzonego dziecka. Droga do nieba to nie impreza koncertowa dla tłumów, a życie duchowe nie jest na pokaz. Są święci, którzy w spektakularny sposób przeżyli swoje nawrócenie, a potem pełnili dzieło miłosierdzia, do jakiego ich Pan Bóg wezwał. Są też osoby i rodziny, które zwyczajną drogą – pośród trudów codziennych obowiązków, pełnionych jako służba Bogu i ludziom – kroczą cicho prostą ścieżką do nieba. Rodzina Ulmów w ogóle nie miała spektakularnych czynów, były proste gesty życzliwej miłości bliźniego, w duchu ewangelicznego: niech nie wie lewa ręka, co czyni prawa. To, że przyjęli do domu potrzebujących ukrycia i pomocy ośmioro Żydów, można uznać za finalny efekt coraz doskonalszego kształtu miłości. Rodzina z otwartym sercem ma również otwarty dom! Rodzina, której skarbem była wiara i miłość do życia, umiała dostrzec wartość każdego życia, bo każde zasługuje na szacunek i trwanie. Niemieccy żandarmi nie mieli szacunku dla życia! Nie rozumieli też miłości, która woli ponieść śmierć niż zdradzić. W tej sprawie nie pozostawiają żadnej wątpliwości słowa Jezusa: Kto chce zachować swoje życie – straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa (Łk 9,24). Jeśli znajomi, z obawy przed utratą swojego życia, żądali od Józefa, żeby wyrzucił Żydów, to Józef pozostał wierny sumieniu i temu, co powiedział Zbawiciel: kto straci życie z mego powodu… Powód Józefa jest na wskroś ewangeliczny, motywowany wiarą i nadzieją życia wiecznego. Życie stracili – to prawda, ale je też zyskali, co niebawem odsłoni beatyfikacja. Józef i Wiktoria Ulmowie z Dziećmi będą widnieli w katalogu świętych – jako Błogosławiona Rodzina!!! Oni też swoim życiem pięknie zrealizowali pierwsze błogosławieństwo Boga: wspaniale czynili sobie ziemię poddaną i pozwolili sześciorgu dzieciom przyjść na świat, a siódme, nienarodzone, w czas egzekucji poszło z nimi prosto do nieba. Nie ma ono osobowości prawnej, ale będzie miało status błogosławionego dziecka Bożego.

Dzień 24
Radosne macierzyństwo

Matka – każde dziecko wypowiada słowo najbliższe sercu i najradośniejsze, a Matka Boga to wezwanie ważne nie tylko w dzieciństwie lecz na przestrzeni całego życia. Jakaż wdzięczność płynie ku Bogu od kobiety czekającej na potomstwo za dar macierzyństwa, gdy się już pojawi. Maryja była jedyną, której macierzyństwo stało się wypełnieniem woli Boga: Oto poczniesz i porodzisz syna… dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych, a skoro nie ma… Słowo stało się ciałem, a w stajence betlejemskiej narodził się Zbawiciel świata. Każde dziecię, jakie na świat przychodzi, niesie w sobie potencjał zwany powołaniem, a razem z nim dary i łaski potrzebne do zrealizowania woli Bożej. Biorąc dosłownie słowa św. Pawła z Listu do Efezjan: Jesteśmy bowiem Jego dziełem, stworzeni w Chrystusie Jezusie dla dobrych czynów, które Bóg z góry przygotował, abyśmy je pełnili (Ef 2,10) – to powinnością staje się poznanie i odkrycie przygotowanych nam dobrych czynów. Przez swoje „niech mi się stanie” Maryja podpisała niejako kartę in blanco, zaufała Bogu, a On powoli niemal każdego dnia odsłaniał drogę, którą miała kroczyć.

Rodzina, jaką stworzyli Józef i Wiktoria, pozwoliła im w skromnych warunkach pełnić te dobre czyny, które Bóg z góry przygotował. Na pierwszym planie widać zadania małżeńsko-rodzicielskie, pełnione wiernie przez małe czyny wielkiej miłości. W niespełna dziewięcioletnim czasie trwania małżeństwa, witali kolejno sześcioro dzieci, więc można sobie wyobrazić codzienność z taką gromadką pociech w domu. Jedne ręce, jedno serce, dwoje ramion gotowych, otwartych, kołyszących i karmiących dziecko, bo ono jest najważniejsze – każde z osobna, kochane, pieszczone, pilnowane. I nikt nigdy z ust Wiktorii nie słyszał żadnej skargi! Żadnego utyskiwania, przeciwnie była postrzegana jako niewiasta stworzona na matkę. W klimacie miłości i troski matczynej dzieci rozwijały się dobrze, były grzeczne, a mama czuwała nad ich dobrym wychowaniem. Można powiedzieć, że bycie matką Wiktoria postrzegała jako radosne macierzyństwo, a radość jej potęgowały każde nowe narodziny. Zachowało się wiele zdjęć Wiktorii z dziećmi, które Józef chętnie robił, sam mając radość z tak szczęśliwej rodziny. Specjalnie, czy tylko przy okazji, uchwycił w kadrze i zostawił radość oczu matki z dzieckiem w ramionach, ulotną dobroć pokazaną jako troskliwą opiekę. Na pewno miała problemy, bo przecież dzieci chorują albo nieopatrznie zrobią sobie jakąś krzywdę… Ciekawe, ale nigdzie nie ma wspomnienia o chorobach czy kłopotach z dziećmi. Jeśli tak, to można pozazdrościć zdrowia i kondycji maluchom, chowanym nie pod kloszem ale pod sercem i troskliwym okiem mamy.

Radość macierzyństwa nie byłaby pełna, gdyby nie odpowiadała jej również radość ojcowska. Wprawdzie Józef więcej przebywał poza domem z racji obowiązków i swojej fotograficznej pasji, ale miał tę świadomość, że dom został pod opieką kochanej żony i matki. Bo kiedy miłość zbuduje dom, to ma on klimat przyjazny życiu, życzliwy dla swoich i obcych, klimat radości i nadziei, jakby smutek nie istniał.

Czas wojny wycisnął swoiste piętno na losach narodów i ludzi. Zachowanie okupanta było zupełnie niezrozumiałe i obce rodzinie, która pielęgnowała chrześcijańskie wartości z perspektywą nieba. Jak Maryja od Nazaretu po Kalwarię pełniła wolę Ojca, spełniała dobre czyny w codziennym życiu, tak Ulmowie nawet na chwilę nie przestali realizować tych dobrych czynów, do których zostali wezwani. Jako Błogosławiona Rodzina będą jaśnieć dobrocią i nadal wspierać potrzebujących.

Dzień 25
Po stronie życia

Pan Bóg wyłożył karty na stół mówiąc: Kładę dziś przed wami – życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo… wybierajcie! Dar wolności zobowiązuje człowieka do rozpoznania i wyboru tego, co zostanie uznane za wartość. Ukryta w propozycji mądrość Boga jest dla człowieka szansą, że sam, z własnej woli, wybierze to, co jest dobre w oczach Boga. Bóg dawca życia i wszelkiej łaski nie zamknął swojej dobroci i nie odmawia ludziom błogosławieństwa. On też nie chce śmierci grzesznika, dlatego przekleństwo zostawił na dzień sądu. Wtedy rozdzieli ludzi na dwie strony, jednym powie: pójdźcie, błogosławieni… a drugim: idźcie precz ode Mnie, w ogień wieczny, zgotowany diabłu i jego aniołom. I takie będą ostateczne konsekwencje wyboru. Dopóki człowiek żyje, ma jeszcze szansę nawrócenia.

Istotę przedstawionych do wyboru wartości ojciec święty Jan Paweł II nazwał cywilizacją życia i cywilizacją śmierci. Świat dzisiaj mocno się zaangażował po stronie cywilizacji śmierci, ponieważ obrońcy życia są karani, prześladowani i piętnowani. A jednak, pomimo utrapień ludzie prawego serca i mocnej wiary, opowiadają się po stronie życia, nawet w sytuacji, gdy jest ono – według współczesnych osiągnięć medycyny – narażone na deformację czy upośledzenie. Łatwiej bowiem jest pozbyć się kłopotu, korzystając nawet z zagranicznych kurortów śmierci, niż stawić czoło prawdzie o chorym dziecku. Ci, którzy nie poszli na łatwiznę, którzy zaufali Bogu i w modlitwie szukali wsparcia, bywali zaskoczeni, że nic z czarnego proroctwa medyków się nie spełniło. Dziecko urodziło się zdrowe. Piękne są wyznania rodziców, którym Pan Bóg powierzył chore dziecko bez szansy na życie. Pozwolili mu się narodzić, dar nieba z miłością wzięli w ramiona, ochrzcili; a jeśli nawet po 30 minutach odeszło do wieczności, to w sercu rodziców została radość spełnionego chrześcijańskiego powołania do macierzyństwa i ojcostwa.

Ulmowie zdecydowanie opowiedzieli się po stronie cywilizacji życia! Choć pewnie – według współczesnych kanonów zapewnienia dziecku od strony materialnej wielu dóbr i wszystkiego, czego zapragnie – byliby dziś wytykani za rodzicielską nieodpowiedzialność. Ich logika myślenia była zgoła inna, bliższa Ewangelii i słów Pana Jezusa: Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie. Nie zabraniajcie im, do takich bowiem należy Królestwo niebieskie. Józef i Wiktoria mieli liczną gromadkę dzieci, które umiejętnie prowadzili do Boga, zapewniając im chrzest i religijne wychowanie. To nic, że mieli mniej od innych, że przez całe lato chodzili boso, że pracą rąk zdobywali pożywienie. Ubóstwa też nie poczytywali za nieszczęście, cieszyli się tym, co mieli, zwracając większą uwagę na duchową stronę życia.

Zdecydowanie za swoje przyjęli inne słowa Zbawiciela: Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie rdza, mól i złodziej może je unicestwić, gromadźcie sobie skarby w niebie, bo tam nic ich nie zniszczy. Patrząc z perspektywy nieodległej beatyfikacji, stwierdzić należy, że najcenniejszym skarbem Ulmów były ich dzieci oraz wszelkie dobro, jakie zdołali uczynić w swoim dość krótkim życiu! Jasno pokazali światu, czym jest cywilizacja życia – które ma priorytet przed wszystkimi innymi dobrami świata – wobec cywilizacji śmierci. Jakkolwiek dosięgła ich ona w ostatniej godzinie, to Rodzina Ulmów stała się ofiarą cywilizacji wrogiej życiu, która wiedzie do zagłady. I choć oczom głupich zdało się, że pomarli, to ONI ŻYJĄ! I jeszcze otrzymali w nagrodę życie wieczne i koronę chwały.

Dzień 26
Matka Boga i Matka nasza

Najpiękniejszy testament Boga został ogłoszony na Kalwarii. Z wysokości krzyża w godzinie agonii Jezus powiedział do Maryi: Niewiasto, oto syn Twój, a do Jana rzekł: Oto Matka twoja. I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie. W ten sposób Zbawiciel jeszcze bardziej ogołocił samego siebie, aby pokazać prawdę słów: umiłowawszy swoich, do końca ich umiłował. Fizycznie nie ma takiej możliwości, by rodzicielka stała się matką kogoś innego. W sferze ducha jest to możliwe. Kto wie, co wymaga większej miłości – oddać życie, czy oddać umiłowaną Matkę? Jezus oddał ludziom wszystko i umarł za wszystkich, jednak nie wszyscy rozumieją wyniszczającą miłość Boga, dla niektórych jest to pusty kazus. A jednak Maryja u stóp krzyża jest Matką Boga i z Jego woli – stała się naszą Matką.

Majowy Dzień Matki jest jeden dla wszystkich kobiet, które doświadczyły macierzyństwa. Ono jaśnieje światłem życia i tym ciepłem, które widać z dziecięcej główki, która tuli się do serca mamy, a rączki obejmują jej szyję często jeszcze z dodatkowym całusem. Mama trzymająca w ramionach dziecko – swoją miłość, dumę i radość – pokazuje, jak ważna jest miłość łącząca te dwie istoty, bo przecież matka jest, a przynajmniej powinna być, najbezpieczniejszym środowiskiem dla nowego życia. Z natury mama od początku jest dla dziecka urodzajną ziemią, gdzie kiełkuje nowe życie, gdzie dokonuje się jego rozwój pod sercem matki przez 9 miesięcy aż do czasu przyjścia na świat. Tu nabiera kształtów i stąd wyłania się do świata żyjących. Dziecię w ramionach mamy – to najpiękniejszy obrazek na ziemi! Ale też koniecznie trzeba to powiedzieć, że bez miłości, bez troski serca o nowe życie, ramiona matki są puste, a nawet groźne, szczególnie mamy, dla której ludzkie życie nie ma wartości, lub znajduje się daleko na liście priorytetów. Bohaterskie są te mamy, które ratują życie dziecka czasem nawet kosztem własnego życia!

Józef Ulma zrobił wiele zdjęć Wiktorii z dziećmi. One doskonale ilustrują macierzyństwo i rodzicielską troskę o nowe pokolenie. Promieniuje z nich miłość, czułość, dobroć; widać staranie o schludny ubiór, szczególnie świąteczny. Na zdjęciach dzieci pomagają mamie, mama pomaga dzieciom w odrabianiu lekcji, zmywa naczynia, szykuje kolejną kromkę chleba dla czekającego przy kolanach malucha… Tak właśnie wygląda rodzicielstwo – najpierw miłość dla dziecka, które się poczęło i przyszło na świat, a potem ta codzienna, nieustanna troska nad bezpieczeństwem i rozwojem. Codzienność w markowskim domu jawi się niczym kierat napędzany miłością, bez liczenia na zapłatę i tego wyrachowania, którego obecnie często jesteśmy świadkami. Hojność serca ma swoje odbicie w troskliwości mamy o wszystkie dzieci. Wiktoria miała ich sześcioro, siódme niebawem miało przyjść na świat. W rodzinie wielodzietnej nie ma dzielenia miłości na poszczególne dzieci, chodzi raczej o takie poszerzanie serca, by taką samą miłością darzyło kolejną pociechę. Serce matki rośnie, miłość się powiększa, rozciąga i mnoży tak, by wszystkim jej starczyło. Serce matki nie męczy się, kochając każde dziecię, dzięki miłości urasta ono do jakiejś miary giganta, w nim każdy znajdzie dla siebie schronienie i dobroć. Jeśli więc serce ziemskiej mamy ma tę właściwość, że ogarnia wielokrotność życia, to jak ogromnie pojemne miłością, dobrocią i czułością Boga musi być serce Maryi, Matki Boga i naszej! Godzi się dzisiaj wyrazić wdzięczność własnej rodzicielce, a także Panu Jezusowi, że z wysokości krzyża oddał Janowi czyli ludziom swoją Matkę.

Dzień 27
W obliczu końca

Ostatnie dni maja przed nami. Zakończenie jest zawsze jakimś finałem, podsumowaniem i radością, że się wytrwało do końca. Maryjny miesiąc maj w tym roku upływa pod znakiem zbliżającej się beatyfikacji Sług Bożych Rodziny Ulmów z Markowej. Finał ich życia rozegrał się w piątek o świcie, dnia 24 marca 1944 roku w wigilię uroczystości Zwiastowania Pańskiego. Z okazji zbliżającej się Wielkanocy, w parafii miała się odbywać spowiedź. Dzień wstawał mglisty, szara przestrzeń przesłoniła detale krajobrazu, gdy niemieccy żandarmi zajechali przed ich dom i bez uprzedzenia zaczęli strzelać… Przerażenie sięgnęło szczytu. Szczególnie dzieci, wyrwane ze słodkiego snu, nie wiedziały co się dzieje. Czy w takiej chwili ktokolwiek mógł myśleć o intencji, ofierze, modlitwie? I tak, i nie. Sekunda na ochłonięcie z zaskoczenia sprowadza umysł i serce na ścieżkę, która od dawna przewijała się pośród codzienności narażonej na niechybną śmierć z powodu obecności Żydów. Jeśli więc finał zaskoczył o poranku, to nie zaskoczył sprawiedliwego, który z wiary żyć będzie. Józef i Wiktoria musieli wcześniej uporać się z finałem swojego życia, mając perspektywę odkrycia, zdrady i wyroku. Że coś takiego będzie – przypuszczali, ale kiedy, tego nie wiedzieli, bo tylko Pan Bóg zna ostatnią godzinę życia. Czy mieli czas na rachunek sumienia i wołanie o miłosierdzie? Czas mieli, bo droga z izby własnego domu na miejsce egzekucji choć niedaleka, ale trwała jakąś chwilę, a wtedy powróciły przed oczy serca wszystkie modlitwy, akty oddania, ufności.

Na szczególną chwilę Pan Bóg daje szczególne łaski, więc na drogę spełnienia największej miłości w życiu Ulmów, wlał w ich serca największe łaski, bo Zbawiciel w swoją śmierć krzyżową włączył każde konanie człowieka. Wyraźnie mówi o tym List do Rzymian (6,3n): Czyż nie wiadomo wam, że my wszyscy, którzy otrzymaliśmy chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć? Zatem przez chrzest zanurzający nas w śmierć zostaliśmy razem z Nim pogrzebani po to, abyśmy i my postępowali w nowym życiu – jak Chrystus powstał z martwych dzięki chwale Ojca. Spoza dołu śmierci wygląda nadzieja zmartwychwstania i nowego życia. Jak światło świeci w ciemności, tak Chrystus opromienia życie człowieka do końca. Wiara daje siłę, nadzieja porękę dóbr, których się spodziewamy, a miłość staje się przewodniczką do krainy wiecznego szczęścia. Ani dla Józefa ani dla Wiktorii śmierć nie miała ostatniego zdania, bo ona jest przejściem do nowego życia, gdzie nie będzie już cierpienia i łez. Ostatnia łza spłynęła z ostatnią kroplą krwi i wsiąkła w ziemię. Nie była to łza żalu za resztką życia, lecz bardziej mogła być to łza współczucia, dla tych, którzy zabijają ciało i nic więcej uczynić nie mogą. W tle śmierci Józefa i Wiktorii rozlegał się jeszcze płacz i krzyk dzieci, a na to poza modlitwą bezradne rodzicielskie serca nic nie mogły poradzić. W szarej poświacie świtu pokotem, jak snopy na ściernisku, leżały ciała rodziców i dzieci. Cywilizacja śmierci zebrała swoje żniwo, ale nie do niej należy ostatnie słowo.

Po niemal pół wieku milczenia – o tragedii w Markowej stało się głośno; i jak grzyby po deszczu wyrastały różne pomniki pamięci… aż po ten ostatni, który 10 września 2023 roku zostanie odsłonięty!

Dzień 28
Za sprawą Ducha Świętego

Niedziela Pięćdziesiątnicy w jerozolimskim Wieczerniku odmieniła losy świata. Apostołowie, po otrzymaniu Ducha Świętego, który zstąpił na nich pod postacią ognistych języków, wyszli z zamknięcia i rozpoczęli swój marsz na krańce świata z tą dobrą nowiną, która głosi Chrystusa Zmartwychwstałego. Dwadzieścia wieków ewangelizacji zmieniło oblicze świata, ale nie na tyle, by nastała jedna owczarnia i jeden pasterz, a wszyscy ludzie mieli jedno serce i jednego ducha oraz taką miłość bliźniego, która zdumiewa patrzących. Jeśli Jezus przyszedł ogień rzucić na ziemię i bardzo chciał, aby on już zapłonął, to pragnienie Serca Syna Bożego nie spełniło się jeszcze całkowicie. Są miejsca i są dusze, w których ogień miłości zapłonął, płonie i dalej się rozprzestrzenia, ale są też zimne serca i zamknięte przestrzenie, których nawet Duch Święty nie może przeniknąć, bo to człowiek się nie otwiera na działanie Pocieszyciela. Jeszcze więcej zasmuca odchodzenie od dziedzictwa łaski, światła i miłości, powrót do pogaństwa i życia jakby Boga nie było.

Ostatnie objawienia Maryjne wskazują na słabą kondycję wiary, rezygnację z Kościoła, utratę łaski, co w konsekwencji zagraża potępieniem. Wydaje się, że taki podział to nic nowego pod słońcem, bo zawsze pośród ludzi wierzących była strona prawa i lewa. Może była, ale bez szaleńczego wyzwolenia z moralności i promocji grzechu, jako nowego stylu życia. To z kolei rodzi nowe prześladowania i sprawia, że ludzie ukrywają swoją przynależność do Chrystusa. A przecież każdy sakrament bierzmowania jest, a raczej winien być, podobny efektowi Wieczernika. Nie zawsze tak jest, że sakrament dojrzałości chrześcijańskiej uaktywni duchowe moce człowieka oświeconego łaską i obdarzonego darami. O to trzeba się modlić i tego naprawdę chcieć.

Maryja była obecna pośród modlących się apostołów i razem z nimi otrzymała moc Ducha Świętego, a w litanii zapisano Ją pod wezwaniem Przybytku Ducha Świętego. W chwili zwiastowania otrzymała pozdrowienie: łaski pełna, a potem jeszcze dopowiedzenie, że wcielenie dokona się mocą i za sprawą Ducha Świętego.

Prawdy wiary są proste, składają się logicznie w jeden ciąg i odsłaniają zbawcze Boże zamiary. Każde pokolenie, każdy człowiek staje w obliczu wyboru: albo da się prowadzić Duchowi Świętemu, albo będzie szedł swoją ścieżką, która nie zawsze jest w zgodzie z zamiarami Boga. Józef i Wiktoria Ulmowie pozwolili prowadzić się Duchowi świętemu. Z Maryją trwali na modlitwie, zwłaszcza w trudniejszych momentach życia, które sprawdzały ich gotowość i wiarę, szczególnie tę przekładaną na uczynki miłosierne. Czas prób i utrapień mija, a oczyszczone w tyglu cierpienia człowieczeństwo nadaje się już do położenia ostatnich szlifów. Cały szlak ich ziemskiego życia przypieczętowała tragiczna po ludzku śmierć. Zapomnienie też wydawało się ostateczne, skoro przez wiele lat nikt nic w ich sprawie nie mówił i nie robił. Skoro na wszystko pod słońcem jest wyznaczona godzina, to dla Ulmów poranek chwały zaświtał dwadzieścia lat temu, gdy rozpoczynał się ich proces beatyfikacyjny. Czym się zakończy, gdy już będą błogosławieni? Zajaśnieją jak gwiazdy na niebie i nowym światłem będą świecić tym, którzy jeszcze trwają w ciemnościach i błąkają się po krętych drogach, zamiast iść drogą zbawienia. Wielu świętych mówiło przed śmiercią, że dopiero później zaczną działać. Tak zapowiadała św. Teresa od Dzieciątka Jezus, że będzie zsyłać deszcz róż. Piękna to prawda, że od zwiastowania po dzień Pięćdziesiątnicy ważne rzeczy dzieją się za sprawą Ducha Świętego. Z pewnością nadal tak jest i będzie, ale o to się trzeba nieustannie modlić.

Dzień 29
Matka Kościoła

We współczesnej Litanii przyzwyczailiśmy się do wezwania Matko Kościoła, a gdy jeszcze odmawiamy je ze świadomością, że pojawiło się na prośbę polskich biskupów, to na sercu robi się radośniej. Maryja otrzymała tytuł Matki Kościoła w czasie, kiedy jest on coraz bardziej atakowany, zarówno od wewnątrz jak i od zewnątrz. Mógłby ktoś poddawać dziś w wątpliwość ewangeliczną zapowiedź Pana Jezusa dotycząca Kościoła, że bramy piekielne go nie przemogą. Warto jednak zestawić te słowa z wizją papieża Leona XIII, który widział jak diabeł rzucił Bogu wyzwanie: „Mogę zniszczyć Twój Kościół! Potrzebuję na to tylko większej władzy i więcej czasu: od 75 do 100 lat”. I Pan Bóg się na to zgodził. Demon wybrał wiek XX, a owoce aż nadto widoczne są dzisiaj. Walka duchowa trwa, demon wie, o co walczy, ale człowiek, który wierzy w jego kłamstwa, nie orientuje się, że kusiciel od Kalwarii jest pokonany, nie ma już władzy nad tymi, którzy otrzymali nowe życie w Chrystusie. Są jeszcze naiwni burzyciele moralnego porządku, którym się zdaje, że od nich zaczyna się świat. Iluzja trwa od zawsze, od pierwszej pokusy:  tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło.

Kiedy na horyzoncie czasu pojawiła się Fatima, wezwanie Maryi do modlitwy różańcowej, pokuty za grzeszników, wynagradzania Bogu i Jej Niepokalanemu Sercu za bluźnierstwa i zniewagi, to optymistycznie i z nadzieją – jasną jak poranek słonecznego dnia – brzmią słowa: W końcu moje Niepokalane Serce zatriumfuje! Generalnie nie widać, jakoby świat się nawracał, ale są pewne znaki dobrej zmiany na wszystkich kontynentach. Jest jeszcze problem dysproporcji w przekazie medialnym, który lubuje się w negatywnych wiadomościach tak, jakby dobre czyny i akcje w ogóle nie istniały. Zło jest krzykliwe, dobro ciche i pokorne, a przysłowie o złodzieju, który krzyczy: łapać złodzieja, dosadnie pokazuje, że kraczące czarne wrony chcą tylko zagłuszyć swoje nieczyste sumienie. Stąd ten wulgaryzm, wrzeszczące pochody i znak niekompletnej tęczy na sztandarach, w oknie czy na różnych częściach garderoby.

Józef i Wiktoria Ulmowie, którzy niemal 80 lat temu ponieśli śmierć z rąk oprawców, zdeprawowanych przez fałszywą ideologię, swoim cichym, prostym, zwyczajnym życiem udowadniają światu, że rodzina to piękny zamysł Boga, że miłość jest owocująca i twórcza, że dom i serce otwarte dla nowego życia to nieprzemijająca wartość, która staje się dobrem na wieczność, bo życie człowieka ma początek, ale nie ma końca: Nigdy istnieć nie przestanę i na wieki będę wychwalał miłosierdzie Pana. Jeśli dziś człowiek mieniący się nowoczesnym zaprzepaszcza te wartości i hołduje tym, których wstydzić się powinien, to Ulmowie zaprzeczają wszelkiej nowoczesności, która buduje na piasku przemijalności, a nie na skale Bożego prawa. I choć nie znali oni wezwania Matko Kościoła – to niezmiennie cenili sobie możliwość korzystania z łaski, jaką tylko założony przez Chrystusa Kościół dać może. Kościołowi zawdzięczają chrzest i godność dziecka Bożego, sakrament pokuty i Eucharystię, ślub i błogosławieństwo rodziny. Swoje dzieci nieśli również do Kościoła, zawierzali Maryi i pięknie zrealizowali powołanie do miłości. Niebawem ten sam Kościół, który był ich przewodnikiem do nieba, ogłosi ich błogosławionymi. A czym byliby i dokąd by zaszli bez Kościoła, bez łaski, jakiej on jest depozytariuszem?

Dzień 30
Plon życia jednej Rodziny

Powoli zbliża się koniec spotkań z Panią nieba i ziemi. Mała odsłona tajemnicy Maryi, w tajemnicy – niebawem błogosławionej Rodziny – rzuca nieco światła na dorobek ich życia. Odmawiając Zdrowaś Maryjo, powtarzamy: błogosławionaś Ty między niewiastami oraz błogosławiony owoc żywota twojego, Jezus. Niby to samo błogosławieństwo, ale różnica jest zasadnicza, gdyż ten sam wyraz błogosławieństwo odnosi się raz do Maryi, a raz do Jezusa. Ale tak się sprawdza Ewangelia, że dobre drzewo rodzi dobre owoce, a błogosławiona, czyli pełna łaski niewiasta, rodzi błogosławiony owoc, źródło wszelkiego błogosławieństwa! Owoc i plon może być używany zamiennie, albowiem chodzi o efekt działania. Jeśli rolnik sieje ziarno, to i zwielokrotniony plon zbiera, tylko miara jest różna: trzydziestokrotny, sześćdziesięciokrotny albo nawet stokrotny. Każdy ma swoje talenty i każdy winien je pomnażać, bo z tego będzie rozliczony.

Życie i osiągnięcia Rodziny Ulmów, tej niebawem błogosławionej wspólnoty, można postrzegać na wielu płaszczyznach. Poczynając od ich osobistych zdolności oraz niesamowitej pracowitości, po najbardziej widoczny owoc, którym jest siedmioro dzieci, co tworzy z nich wielodzietną rodzinę. Ich mały, ubogi domek, podobnie jak serca małżonków, otwiera się na oścież dla dzieci, ich nowego życia, oraz dla Żydów, którzy szukali schronienia, więc ten dom tętni życiem w różnorodnej formie. To jest najbardziej widoczny plon, jaki zebrali w ciągu dziewięciu lat małżeństwa. Rodzina wysoko niosła sztandar miłości, w jej ludzkim i Boskim wymiarze, jako swoje naczelne hasło. W imię miłości znosili trud pracy, krzątaninę dnia, okupację, zmiany planów przeprowadzki, ze spokojem i nadzieją. W świadomości markowian Józef i Wiktoria zostali jako dobrzy i życzliwi sąsiedzi, a uczynki miłosierne były dla nich chlebem powszednim. Wychowanie dzieci to kawałek dobrej roboty, którą w większości odrabiała mama będąca zawsze w domu.

Osiągnięcia Józefa w różnych dziedzinach rolnictwa zaskakują precyzją i rozmachem. Propagator zdrowej żywności, organizator sadownictwa oraz hodowca jedwabników to tylko wycinek zainteresowań. Bliska sercu i umiłowana fotografia stała się współcześnie dorobkiem na szczeblu ogólnopolskim, ponieważ publikacje oparte na jego pracy fotograficznej wydaje Instytut Pamięci Narodowej i Instytut Studiów Strategicznych. Cała zewnętrzna działalność podpada pod matematyczny rachunek, ale wymiar ducha nie ma ziemskiej miary prócz tej, która dokona się niebawem, jako wyniesienie na ołtarze całej Rodziny. Plon życia wewnętrznego, plon duchowych zmagań, relacji z Bogiem na płaszczyźnie wiary i miłości, modlitwy i ofiary aż po tę ostatnią największą, kiedy na jednej szali położyli wszystko. Bóg, który widzi w ukryciu – odda z nawiązką za każde ukryte dobro, za świadectwo życia i miłości. Plonem, choć nie pod względem zysku, niech będzie ich skromne życie, ich ubóstwo, z którym umieli się pogodzić i tym niewiele dzielić się jeszcze z innymi.

Ostatnią czarą, plonem ziemi, z pewnością jest przelana krew rodziców i siedmiorga dzieci. Ma ona dwojaki wymiar – jest ofiarą miłości i woła o pomstę do nieba. Kwiat życia – niewinne dzieci podobne betlejemskim młodziankom – ścięty o wiele za wcześnie, by sam wydał owoc, jednak został przyjęty w całym snopie dobra, jaki Ulmowie ponieśli na drugą stronę. Miejmy nadzieję, że po beatyfikacji pełniej będą mogli swoim orędownictwem u Boga przyczyniać się dla dobra rodzin, Kościoła i Ojczyzny.

Dzień 31
Spotkania z Maryją

Kontakt z Bogiem otwiera na drugiego człowieka. Maryja w godzinie zwiastowania dowiedziała się dwóch rzeczy: że zostanie Matką Syna Bożego oraz że jej krewna Elżbieta – która uchodzi za niepłodną – jest już w szóstym miesiącu. Po zwiastowaniu Maryja poszła z pośpiechem w góry, by nawiedzić świętą Elżbietę. Co było głównym impulsem do podjęcia drogi w tamtym kierunku? Jedni powiedzą ciekawość, inni miłość albo chęć samarytańskiej posługi, a Maryja, mając serce zatopione w Bogu, realizowała cicho, bez rozgłosu plan Boga. Biegła z pośpiechem przez góry niosąc Emmanuela ku krewnej Elżbiecie. W planie była pomoc starszej kobiecie w dość nieoczekiwanym macierzyństwie, a Ain Karem stało się miejscem wyjątkowego oddziaływania Ducha Świętego. Pod Jego tchnieniem Elżbieta rozpoznała Matkę Boga i pytała ze zdumieniem: A skądże mi to, że Matka Pana mojego przychodzi do mnie? Dzieciątko Elżbiety poruszyło się z radością, a Maryja w uniesieniu serca wyśpiewała Magnificat. W rodzinie Elżbiety i Zachariasza zapanowały radość, służba i miłość, bo życie się objawiło.

Spotkania są zawsze w jakiś sposób tajemnicze, bo nikt nie jest w stanie przeniknąć drugiej osoby na tyle, by odkryć prostą lub złożoną argumentację wyjścia „ku” bliźniemu. Bo nawet jeśli werbalnie padają powody to i tak nie wszystko zostaje odkryte. W spotkaniach, zwłaszcza tych nieoczekiwanych, zaskakujących, objawić się może jakiś Boski plan, jak w rozmowie Pana Jezusa z Samarytanką przy studni Jakuba. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny to nie tylko Ain Karem. Ona wciąż przychodzi do ludzi, aby im objawić wolę Boga i prosić o zmianę życia. Są spotkania, które pozostawiają niezatarty ślad w duszy, że nawet w starości pamięta się dzień i godzinę. Każda modlitwa jest spotkaniem z Bogiem, każda Eucharystia czy adoracja prowadzi do osobistej relacji z Tym, o którym wiem, że mnie miłuje. Małżonkowie wspominają swoje pierwsze spotkanie, duchowni – godzinę powołania. Każdy dzień niesie możliwość spotkań zwyczajnych, nieplanowanych, spontanicznych, z których wynikają relacje lub zdumiewające zwroty akcji.

Ziemia i rodzina mają ze sobą wiele wspólnego, można by rzec staropolskim językiem, że są z jednego ciasta i jednej maści albo z jednej gliny. Zadaniem ziemi jest rodzić, ma ku temu wszelkie warunki, by powierzone jej ziarno otulić ramionami życia i dać tyle, ile ono potrzebuje, by mogło wykiełkować, urosnąć i wydać plon. Odnośnie do ziemi Bóg dał człowiekowi radosną możliwość twórczości: czyńcie sobie ziemię poddaną… Józef Ulma należał do ludzi, dla których ziemia była nie tylko miejscem pracy i utrzymania rodziny. On jako człowiek wiary miał również nieustanny motyw do modlitwy wdzięczności. Serce wdzięczne potrafi nie tylko powiedzieć suche: dziękuję, lecz ma ono w sobie głębię, która – jak paleta malarza – obejmuje wiele kolorów i odcieni tej niezmierzonej wdzięczności za dar nieba, jakim jest ziemia i wszystko, co ją napełnia, a co zwie się życiem.

Z tej perspektywy, patrząc na Rodzinę Ulmów, można powiedzieć, że byli ludźmi, którzy kochali i rozumieli życie w całej pełni: i to na ziemi, i to, któremu sami dawali początek. Nie ma większej radości dla serca niż ta, że się człowiek rodzi! Nawet Pan Bóg mówi, że niewiasta zapomina o bólach rodzenia, gdy człowiek przychodzi na świat. Ciesząc się owocami życia, wzorem Maryi – umieli dziękować Bogu za wszystko, co od Niego otrzymali, a otrzymali nader obfitą miarę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *